I coś mi się wydaje, że szybko się nie skończy. A nawet, że rowerzyści pójdą tropem biegaczy. A to oznacza, że za chwilę w naszym kraju będzie jeszcze więcej ścieżek, jeszcze więcej zawodów kolarskich, jeszcze więcej wyścigów dla amatorów. A kogo taka perspektywa cieszy najbardziej? Człowieka, który dla propagowania jazdy na rowerze jest gotów zrobić wszystko – Czesława Langa. To dzięki niemu znów mamy święto tego sportu przy okazji kolejnej edycji Tour de Pologne. Dyrektor wyścigu może być dumny. I to podwójnie. Po pierwsze, Tour de Pologne nie tylko wszedł do światowej pierwszej ligi kolarstwa, ale z roku na rok umacnia tam swoją pozycję. Po drugie, Czesław Lang osiągnął inny cel – nauczył Polaków, jak można pokochać jazdę na rowerze. Robi to od lat, jakby przy okazji, trochę z boku i po cichu. Działa jednak tak samo jak przy organizacji narodowego wyścigu. Jest po prostu do bólu skuteczny.
Wielu twierdzi, że Czesława Langa nie można nie lubić. Bo to prawda. Profesjonalista w każdym względzie. Uczynny, uśmiechnięty, inteligentny. Niewielu jest takich, którzy znają też inne oblicze dyrektora wyścigu dookoła Polski. Wymagającego, rządzącego twardą ręką szefa, który potrafi użyć mocnego słowa, by zmobilizować najbliższych współpracowników. Bez tego nie byłoby wielu sukcesów, za którymi stoi Lang. Bez jego samozaparcia i ogromnej pasji nie byłoby też w Polsce mody na jazdę na rowerze. I chociaż czasami rowerzyści sprawiają, że krew się we mnie burzy, to i tak jestem pod wrażeniem tego, co się dzieje w tej dziedzinie. Od kiedy tuż pod moim domem otwarto wypożyczalnię miejskich rowerów, to wrażenie jest jeszcze większe. Bo często widzę rozczarowanie na twarzach tych, dla których dwóch kółek zabrakło. A zabrakło, bo wszyscy chcą jeździć.
Mariusz Jankowski |