Na szczęście na wielu arenach nawet najwięksi mistrzowie muszą od czasu do czasu poczuć smak porażki. To jest właśnie jeden z powodów, dla których warto dbać o rozwój najmłodszych, utalentowanych następców sportowych gwiazd. Bo oni z czasem mogą zastąpić swoich dawnych idoli. W Europie i na świecie długofalowe szkolenie to norma. U nas, niestety, to wciąż wyjątek. A ten rok pokazał nam, jak ważne jest wdrażanie odpowiednich programów. Właśnie kończą się miesiące wyjątkowe w naszym sporcie. W 2014 roku było naprawdę pięknie.
Mistrzostwo świata siatkarzy, świetne występy polskich kolarzy, sukcesy na zimowych igrzyskach olimpijskich w Soczi czy na mistrzostwach Europy w lekkiej atletyce. Wreszcie świetna jesień reprezentacji piłkarskiej. Jest do czego wracać, jest czym się chwalić. Nie zdziwiłem się więc, że ministerstwo sportu zorganizowało debatę „Złoty rok polskiego sportu”. Bo to naprawdę był wyjątkowy czas. Na pewno mnóstwo rzeczy w sporcie zawodowym zmieniło się na plus. Prezes związku narciarskiego powiedział, że „na sukces składa się wiele elementów, ale jeśli chodzi o sport wyczynowy, to widać wyraźnie, że coś drgnęło. Teraz czas na pracę u podstaw”. Słowa Apoloniusza Tajnera są w pewnym sensie symboliczne, bo akurat na jego polu praca u podstaw zadziałała i dała fantastyczne efekty. Po sukcesach Adama Małysza ruszył projekt „Szukamy następców mistrza”. I znaleźliśmy.
Złote medale Kamila Stocha nie wzięły się z niczego. To sukces, o którym mogę śmiało napisać, że w dużym stopniu został zaplanowany. Dlatego ciesząc się z pięknego, złotego roku polskiego sportu, szukajmy środków na kolejne projekty. Dzięki długofalowej i poważnej inwestycji w młodzież na pewno doczekamy się kolejnych wielkich sukcesów.
Mariusz Jankowski |