Słowa listu do Chełmońskiego były proste, męskie: „Kochany Józefie... radzę Ci jak szczery brat i kolega, żebyś się ratował i do spowiedzi poszedł...”
Jesienią 1880 roku Adam Chmielowski, trzydziestopięcioletni artysta malarz, wstępuje do nowicjatu jezuitów w Starej Wsi. Stało się to po tym, jak odbył rekolekcje u jezuitów w Tarnopolu. Ważną lekturą musiała być wówczas dla przyszłego Brata Alberta książka „Rozważ to dobrze, czyli myśli zbawienne dla dobrych i złych” ks. Henryka Jackowskiego SJ, skoro jej egzemplarze, wraz z zawiadomieniem o podjętej decyzji, wysłał kilku bliskim osobom. „W myślach o Bogu i przyszłych rzeczach – znalazłem szczęście i spokój – którego daremnie szukałem w życiu... Kładę habit zakonny, żebym miał reguły i obowiązki, które by mi nie pozwalały upadać coraz niżej, bo każdy człowiek upada, jeśli nic go nie podtrzymuje i do Boga nie zdąża. Książeczkę tę mądrą posyłam Ci na niepewną godzinę, których tak dużo trzeba przeliczyć w naszym biednym życiu. Przyjm dobrym sercem od kolegi wraz z najserdeczniejszym pozdrowieniem” – pisze w dedykacji do Józefa Brandta, również malarza, znajomego jeszcze z czasów studiów w Monachium.
Bogu chwała i sztuce
Ta sama książka trafia do Józefa Chełmońskiego. Chmielowski dołącza do niej długi, bardzo osobisty list i... święty wizerunek. „Posyłam Ci obraz Matki Boskiej, który mam po matce – pisał w pierwszym zdaniu. – Powieś go nad łóżkiem, żeby ta dobra Pani, którą przedstawia, strzegła Ciebie i Twojego domu.” Książka ma wyjaśnić przyjacielowi, „dla jakich powodów ludzie do zakonów wstępują”.
Z młodszym o cztery lata Chełmońskim Adam Chmielowski znał się także jeszcze z czasów studenckich. W Monachium klepali tę samą biedę, tęsknili za ojczyzną i zżymali się na manierę swoich profesorów. Zbliżyli się do siebie po powrocie do Warszawy. W latach 1875-77 wraz ze Stanisławem Witkiewiczem i Antonim Piotrowskim wynajęli pracownię na poddaszu Hotelu Europejskiego. Tam mieszkali, tworzyli – Chełmoński słynne „Babie lato”, Chmielowski „Pogrzeb samobójcy” – spierali się o sztukę, przyjmowali gości. Bywali tam m.in. Henryk Sienkiewicz i Helena Modrzejewska, wybitna aktorka, uważana za najpiękniejszą kobietę swego czasu. To ona wiele lat później napisze w swoich „Wspomnieniach i wrażeniach”: „Drugi z trójcy to Adam Chmielowski. Był on, i jest jeszcze, kiedy te słowa piszę, chodzącym wzorem wszystkich cnót chrześcijańskich i głębokiego patriotyzmu – prawie bezcielesny, oddychający poezją, sztuką i miłością bliźniego, natura czysta i nieznająca egoizmu, której dewizą powinno być: Szczęście dla wszystkich, Bogu chwała i sztuce!”.
Modrzejewska miała dostać od Chmielowskiego kolejny egzemplarz wspomnianej książki, wraz z serdecznym listem, w którym powiadamiał ją o wstąpieniu do zakonu, tłumacząc: „Wiele myślałem w życiu, kto jest ta królowa sztuka – i doszedłem do przekonania, że jest to tylko wymysł ludzkiej wyobraźni, a raczej straszne widmo, które nam rzeczywistego Boga zasłania... A jeśli w tych dziełach kłaniamy się sobie... to choć to nazywa się zwykle kultem dla sztuki, w istocie rzeczy jest tylko egoizmem zamaskowanym; ubóstwiać siebie samego – to przecież najgłupszy i najpodlejszy gatunek bałwochwalstwa...” List pozostał niedokończony. Jego odpis Chmielowski przesłał Chełmońskiemu, „bo wiele rzeczy, które do niej napisałem – wyjaśniał – Tobie bym także napisał”.
Na prawo albo na lewo
Na razie jednak „drugi z trójcy” żegnał się ze świeckim życiem i przelewał na papier uderzające bezpośredniością napomnienia Józefa: „zanadto też znowu rozumny jesteś człowiek, żebyś miał sądzić, że Pana Boga nie ma, a światy i ludzie z jakiegoś przypadku powstały”. Zachęcając przyjaciela do nawrócenia, trzymania się przykazań i odbycia spowiedzi, prosił: „Mój drogi... jeżeli z Panem Bogiem związek zerwałeś, zawiąż go na nowo i żyj jak prawy syn Boski... Kto z Bogiem zerwał, związał się z kimś drugim i tamtemu dał nad sobą prawo. Nie ma nic trzeciego, ani tu, ani tam – jest tylko Bóg albo diabeł... My mamy wolę robić jak chcemy i iść na prawo albo na lewo, a czy tak trudna ta droga na prawo?”.