Cokolwiek robimy, mamy czynić to na chwałę Bożą.

Skończyłam studia matematyczne. Oj, nie było łatwo! Ale mam dużą satysfakcję. Gdy odbierałam dyplom magistra, wraz ze mną kończyło studia tylko 50 proc. osób z tych, które je zaczęły.
Wiele się nauczyłam, rozwinęłam moją wyobraźnię i logiczne myślenie.
Te pięć lat uważam za bardzo cenne, ale gdy ktoś mnie pyta, co było dla mnie najważniejsze w trakcie tych studiów, wcale nie mówię najpierw o nauce, ale bez wahania opowiadam o kilku osobach, które dzięki mojemu działaniu mogły poznać Pana Boga.
Po pierwsze, świadomie nie chciałam się kryć z moją wiarą. Nie oznaczało to dla mnie nagabywania moich kolegów i koleżanek ani „bicia ich Biblią po głowie”, ale tę gotowość, którą opisuje św. Piotr: „bądźcie zawsze gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która w was jest” (1 P 3, 15b).
A nadziei na tych trudnych studiach potrzebowałam naprawdę dużo. Zawalone kolokwia i niezdane egzaminy, szczególnie przez pierwsze dwa lata, były na porządku dziennym. I to bynajmniej nie z powodu braku włożonych sił. Nie byłam jedyna – wszyscy jechaliśmy na tym samym wózku. Z tego też powodu wiele osób chodziło zdołowanych, a część w końcu rezygnowała.
Gdy zdarzała się kolejna porażka, na początku oczywiście było mi bardzo smutno, ale jak najszybciej, ze względu na wiarę w Pana Boga, podnosiłam się i radość powracała.
Moi znajomi wiele razy byli zaskoczeni, skąd we mnie taka nadzieja. I choć dzielenie się wiarą na początku wcale nie przychodziło mi łatwo (pomimo szczerych chęci), w końcu grupa najbliższych znajomych poznała źródło mojej nadziei. Część przeszła obok tego obojętnie, inni z pewnym podziwem, ale byli i tacy, którzy chcieli dowiedzieć się więcej i dzięki temu sami dochodzili do głębszego poznania Pana Boga.
Na pierwszym roku zaangażowałam się także w jedno z chrześcijańskich stowarzyszeń studenckich. Organizowaliśmy różne ciekawe spotkania, które były dobrą okazją do zaproszenia moich znajomych studentów i przybliżenia im tematu wiary. Na jedno z nich przyszła dziewczyna, która dzięki temu zbliżyła się do Boga, a lata później… została moją bratową!
Cokolwiek robimy – czy uczymy się, czy pracujemy, czy robimy cokolwiek innego – mamy czynić na chwałę Bożą: „Przeto czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie” (1 Kor 10, 31). Św. Paweł mówi też w innym miejscu: „Wyzyskujcie chwilę sposobną” (Ef 5, 16a).
Każdy moment jest okazją do złożenia świadectwa o Tym, który jest sednem naszego życia. A jeśli my nie pokażemy ludziom Chrystusa, kto to zrobi?