23 kwietnia
wtorek
Jerzego, Wojciecha
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Boży plan

Ocena: 0
1449

Monika i Jerzy Zakrzewscy już przed ślubem byli pewni, że przyjmą pod dach dzieci, które nie mogą być wychowywane przez rodziców biologicznych. Najpierw jednak chcieli mieć swoje, a później adoptować.

fot. archiwum prywatne

Lata mijały, a im nie udawało się zajść w ciążę. W ośrodku adopcyjnym powiedziano im, że mają za krótki staż małżeński, aby rozpocząć procedurę adopcyjną. Zaczęło się leczenie niepłodności metodą naprotechnologii. Do tego dieta, psychoterapia, warsztaty, jeżdżenie na Msze święte z modlitwą o uzdrowienie, rekolekcje, modlitwy wstawiennicze, nowenny, przebaczanie zranień z dzieciństwa. Dostali wiele świętych obrazków, cytatów, miłych słów, ale dziecko nadal nie pojawiało się na świecie. Religijni znajomi zaczęli polecać proszki z groty betlejemskiej i święcone paski zawiązywane na brzuchu. – Nie negujemy tych sposobów, ale uważamy, że przeżywane magicznie i na zasadzie zasługiwania przynoszą kolejne cierpienia i oddalają od relacji z Bogiem – stwierdza Monika.

Wiele okresów trzymania się wiary i nadziei przeplecionych było nastrojami depresyjnymi, zniechęceniem i buntem wobec Boga. Mieli dosyć słuchania dobrych rad typu „odpuść, wyjedź na wakacje”. Rozumieli, że płyną z troski, ale ogarniała ich złość i zniechęcenie, gdy kolejne osoby wypytywały ich, zawstydzały i dyktowały, jak się zachować. Cierpiący człowiek nie potrzebuje rad, a niepłodność jest cierpieniem bardzo intymnym i wstydliwym. Zaczęli unikać spotkań z ludźmi, zwłaszcza takich, które narażałyby ich na niezręczności związane z tym tematem.

Przełomem była kolejna wizyta w ośrodku adopcyjnym. – Dostaliśmy po niej skrzydeł i mimo perspektywy długiego oczekiwania na upragnione dzieci na nowo uwierzyliśmy, że Bóg naprawdę chce, abyśmy zostali rodzicami konkretnych dzieci, które najprawdopodobniej już są na świecie i na nas czekają – wspomina Jerzy. – W trakcie szkolenia poznaliśmy dwie dziewczynki w wieku przedszkolnym, dla których mogliśmy stać się rodzicami zastępczymi z nadzieją na adopcję. Pokochaliśmy je, przywiązaliśmy się do nich i wszystko w naszych relacjach układało się pomyślnie – dodaje.

Pojawiły się jednak trudności prawne, które w tamtym momencie udaremniły przyjęcie tych konkretnych dzieci. – Cierpieliśmy do granic wytrzymałości psychicznej, mogliśmy jedynie wyobrażać sobie, jak cierpią dzieci, i nic już wtedy nie mogliśmy zrobić – mówi Jerzy. – Przyszedł znów bunt wobec Boga i oskarżanie, że na to pozwala. Otrzymaliśmy jednak dużo wsparcia od bliskich nam osób i to nas zmobilizowało na nowo do walki – kontynuuje.

Dokończyli kurs, otrzymali kwalifikacje adopcyjne i w krótkim czasie doczekali się wymarzonego telefonu z informacją o tym, że mogą stać się rodzicami. Proces adopcyjny potoczył się błyskawicznie i zostali szczęśliwą rodziną. Ala miała jedenaście lat, Tomek siedem, Joasia cztery. – Skupiliśmy się na budowaniu relacji z nimi, „leczeniu miłością” ich zaburzeń przywiązania oraz innych deficytów wynikających z zaniedbań – opowiada matka. – Największą pracę wykonywaliśmy sami nad sobą. Różne sytuacje załamywania się, rozczarowywania najczęściej właśnie sobą w roli rodziców, zmobilizowały nas do szukania pomocy nie tylko w książkach, ale i u praktyków – dodaje.

Trafili na grupę wsparcia dla rodziców zastępczych. Poznali tam metodę Interwencji Relacyjnej Opartej na Zaufaniu i od innych uczestników nauczyli się pozytywnego myślenia o dzieciach, ich możliwościach, plastyczności mózgu i wpływie bezpiecznych, uzdrawiających relacji z rodzicami.

Po czterech latach przyszła wiadomość o zmianie sytuacji dziewczynek, które poznali wtedy przed laty, oraz o otwartej już drodze do zostania ich rodzicami. – A że bezustannie były w naszych sercach, to właśnie serca podyktowały decyzję. I znów w cudowny sposób powiększyła nam się rodzina – cieszy się Monika. – Docieranie się ciekawych osobowości i budowanie bliskich relacji jest wyzwaniem naszej codzienności – tłumaczy.

Kilka lat temu dołączyli do wspólnoty charyzmatycznej, w której pogłębiają żywą relację z Bogiem przez uwielbienie Go. Zrozumieli, że swoje cierpienia mogą oddać Bogu i mimo wszystko uwielbiać Go w okolicznościach takich, jakie w danym momencie po ludzku wydają się nie do przeskoczenia.

Niedawno na USG pierwszy raz zobaczyli bijące serduszko swojego biologicznego dziecka. Popłynęły łzy szczęścia i wzruszenia.

Teraz są rodzicami adopcyjnymi, zastępczymi i biologicznymi. – Codziennie ze wszystkimi dziećmi dziękujemy Bogu za każde z nich – zapewnia szczęśliwy tata. – Już wiemy, że dla każdego Bóg ma najlepszy plan, uzdrawia i wysłuchuje we właściwej chwili – kończy swoją opowieść.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 23 kwietnia

Wtorek, IV Tydzień wielkanocny
Kto chciałby Mi służyć, niech idzie za Mną,
a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 12, 24-26)
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)


ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter