Zwarta grupa, głośniki, wspólne śpiewy i modlitwy – w ten sposób wyobrażamy sobie piesze pielgrzymki. Camino de Santiago, czyli Droga św. Jakuba, ma zupełnie inny charakter.
Pielgrzymi idą w małych grupach lub pojedynczo. Od nich zależy, w jaki sposób przeżyją ten czas – czy będą odmawiać różaniec, modlić się w duchu w drodze, uczestniczyć we Mszy Świętej, czy potraktują go bardziej jako turystykę i poznawanie dziedzictwa kulturowego. Wędrowcy pozdrawiają się słowami „Buen Camino!”, życząc sobie dobrej drogi.
Na ten jeden z najstarszych w Europie szlaków pielgrzymkowych corocznie wyruszają ludzie z całego świata, także z Polski. Do Santiago de Compostela wiedzie kilka dróg, z czego większość przez Hiszpanię, ale jest też położona blisko oceanu trasa portugalska.
ZE SOBĄ I BOGIEM
Maria wyruszyła na szlak w ubiegłym roku. Przeszła końcowy etap tzw. trasy francuskiej, poczynając od miejscowości Sarria. – Sama droga ujęła mnie swoim pięknem, krajobrazy były często jak z baśni. Chociaż całościowo pielgrzymowanie przeżywałam z wesołą żeńską ekipą, to miałam przestrzeń na samotną wędrówkę i czas tylko dla mnie i Boga. To było to, czego potrzebowałam i co najbardziej zapamiętam – wspomina.
Państwo Kunderowie i Krzyżanowscy wybrali się na szlak w ubiegłym roku w siedmioosobowej prywatnej grupie z księdzem. Co roku chodzili na pielgrzymki do Kodnia, tym razem chcieli udać się w jakąś dłuższą trasę. Przeszli szlak camino primitivo z Oviedo do Santiago.
– Dzień rozpoczynaliśmy od wspólnej modlitwy, godzinek, później jeszcze razem odmawialiśmy różaniec, wieczorem była Msza Święta. A w ciągu dnia szliśmy raczej sami – mówi Katarzyna Kundera, która wspomina piękne, łagodne górzyste trasy, urozmaicony krajobraz, ale też zmienną pogodę. Dziennie pokonywali ok. 30 km, był to spory trud, biorąc pod uwagę także panującą tam wilgotność. Katarzyna Kundera była przyzwyczajona do grupowych pielgrzymek, jednak doceniła to, że na tym szlaku każdy może iść swoim tempem.
– Dla mnie fantastyczni byli ludzie. Na Camino powinno się iść w jak najmniejszej grupie. Mnóstwo osób idzie samotnie. Niekoniecznie są to katolicy czy wierzący. Miałam wrażenie, że potrzebują samotności, ale byli też otwarci na inne osoby – chętnie opowiadali, skąd są, po co idą – mówi Monika Krzyżanowska. – W drodze przeżyliśmy wiele niespodziewanych spotkań – dodaje Andrzej Kundera. Poznali na przykład księży z Polski. Spotkali też wielopokoleniową rodzinę z Francji, która przez 12 lat co roku przemierzała kolejny odcinek trasy, idąc ze swojego kraju. Senior rodu miał 90 lat. Tego roku dochodzili już do samego Santiago.
NOWY ETAP ŻYCIA
Wyjątkowy pomysł mieli państwo Joanna i Karol Grabcowie. Wybrali się w trzytygodniową trasę zakończoną… ślubem. Zainspirowali się dawnymi pielgrzymami, którzy idąc do Santiago, docierali do przylądku Fisterra – położonego kilkadziesiąt kilometrów dalej nad Oceanem Atlantyckim i uważanego wówczas za symboliczny koniec świata. Tam palili swoje ubrania i zaczynali życie na nowo. Państwo Grabcowie w podobny sposób traktowali zawarcie sakramentu. – Kończy się życie osobno i od tej pory już idziemy razem w małżeństwie. „Rodzimy się” na nowo – mówi Karol. W czasie tej romantycznej wędrówki omawiali ważne tematy, problemy, które pojawiły się w narzeczeństwie. Jeśli danego dnia doszli skłóceni, potrafili wrócić się dzień drogi i przejść ten etap jeszcze raz. – Był to czas namysłu, czy jestem dobrym przyszłym mężem i czy moja obecna towarzyszka to ta osoba, z którą spędzę resztę życia. Wiedzieliśmy, że małżeństwo zawiera się raz i później już nie będziemy się zastanawiać.
Zaczęli wędrówkę trasą północą od miejscowości Santander, ale ponieważ była tam asfaltówka, przenieśli się na camino primitivo. Tam załamała się pogoda, więc ostatecznie doszli do celu szlakiem Vía de la Plata. Ślub w kościele w Fisterze okazał się niemożliwy, zawarli więc sakrament w jednej z kaplic katedry w Santiago. Okazało się, że to strzał w dziesiątkę. Towarzyszyła im w tym momencie społeczność pielgrzymkowa. Gdy wychodzili po ślubie, na zewnątrz trwał koncert symfoniczny. Dyrygent wstrzymał go i zgromadzeni bili im brawo. Tam odbyło się przyjęcie dla pielgrzymów, a dwa kolejne przyjęcia weselne już w Polsce.
MUSZLE I PIECZĄTKI
Muszle przypięte do plecaków, krzyż przypominający miecz, niebiesko-żółte znaki wskazujące kierunek oraz oznaczenia kilometrów – to stałe elementy jakubowego szlaku. Oprócz tego pielgrzym w miejscach noclegowych czy punktach informacyjnych otrzyma małą książeczkę – paszport pielgrzyma (credencial del peregrino). W niej zbiera się pieczątki, które są dostępne na trasie, przy parafiach, w albergach (hiszp. albergue – rodzaj schroniska na trasie). Codziennie należy postarać się o co najmniej dwie, aby w Santiago otrzymać zwinięty w rulonik certyfikat przebycia szlaku. Na trasie co kilka godzin można zatrzymać się w przydrożnej gospodzie.
Celem jest grób św. Jakuba Starszego. Apostoł, jeden z grona dwunastu, znany jest jako ten, który z Ewangelią dotarł do Hiszpanii, aż na krańce znanego wówczas świata. Po powrocie do Jerozolimy został ścięty mieczem. Ciało Jakuba uczniowie mieli przewieźć do Hiszpanii. Wedle podań miejsce pochówku odkryto ponownie w IX w. – mnichowi Pelagiuszowi wskazało je światło gwiazd. Tamtych czasów sięgają początki ruchu pielgrzymkowego, który nasilił się w XII–XIII w. Duchowe znaczenie Santiago de Compostela wzmocnił edykt papieża Kaliksta II z początków XII w. – stało się (po Jerozolimie i Rzymie) jednym z najważniejszych dla chrześcijan miejsc świętych. Słowo Compostela pochodzi od łacińskiego campus stellae, czyli pole gwiazd.
Pierwszą świątynię, po odkryciu grobu apostoła, polecił wznieść król Alfons II. Budowa imponującej rozmachem dzisiejszej katedry rozpoczęła się pod koniec XI w., konsekrowano ją w początkach wieku XIII. W ciągu ostatnich 30 lat ruch pielgrzymkowy do Camino nasilił się, do czego przyczynił się św. Jan Paweł II, dwukrotnie odwiedzając to miejsce.
Po dojściu do celu pielgrzymi najpierw odwiedzają grób apostoła, znajdujący się pod ołtarzem. Warto zarezerwować sobie czas na zwiedzanie całej katedry, również jej dachów (po których można chodzić) i muzeum, a także całego urokliwego miasta, pełnego zabytkowych świątyń. W wąskich, krętych uliczkach znajdziemy wiele lokalnych restauracji czy barów oferujących hiszpańskie przysmaki. Jedną ze znanych atrakcji kompostelańskiej katedry jest botafumeiro, czyli wielkich rozmiarów kadzidło, uruchamiane po niektórych Mszach Świętych przez grupę mężczyzn w płaszczach. Rozbujane kadzidło pędzi od krańca do krańca poprzecznej nawy świątyni, wahadłowym ruchem, nad głowami pielgrzymów.
WSZYSTKO W PLECAKU
Samo przygotowanie do Camino już jest przygodą – wspomina swoją wyprawę z grupą znajomych Basia. – Trzeba się było spakować w mały plecak, nie tylko ze względu na to, że bagaż nosi się ze sobą, ale też z powodu ograniczeń wymiarów bagażu podręcznego w tanich liniach lotniczych.
Do plecaka włożyła malutki śpiwór, jedną parę ubrań na zmianę, dokumenty, pieniądze, komórkę i pelerynę przeciwdeszczową. Żadnych kosmetyków prócz grzebienia, szczotki i pasty do zębów oraz kremu. – Pakowanie się na taki szlak jest nauką oderwania się od rzeczy. Okazuje się, że niewiele potrzeba do życia – wszystko to można nosić ze sobą – wspomina.
Zgodnie z radami doświadczonych pielgrzymów codziennie wieczorem prała jeden zestaw ubrań i wkładała drugi. W nim kładła się spać i rano już była gotowa do drogi. Bardzo przydatne są pralki i suszarki dostępne w miejscach noclegowych. Można się dogadać z kilkoma osobami i wrzucić swoje pranie razem, wtedy dzieli się koszty. – Sprawdzają się szybkoschnące sportowe koszulki, gdyż w hiszpańskiej Galicji, przez którą szliśmy, panowała dość duża wilgoć – radzi.
Grupa państwa Kunderów i Krzyżanowskich skorzystała z usługi przewozu bagażu. Zrzucali niepotrzebne w danym momencie rzeczy, z tego robili dwa wspólne pakunki, które były transportowane do miejsca docelowego danego dnia. Zwracają też uwagę, że warto wziąć pod uwagę datę wyprawy – oni szli w dość obleganym terminie w okolicach 15 sierpnia, wtedy jest trudniej znaleźć miejsce noclegowe, szczególnie w publicznych albergach.
Przygotowując się do drogi, przede wszystkim najpierw warto sprawdzić, w jakich miejscowościach i kiedy są Msze Święte, aby do tego dopasować trasę i miejsce pobytu. Eucharystia sprawowana jest o różnych godzinach i nie w każdej mijanej miejscowości.
Jeśli chodzi o koszty – są różne trasy i możliwości zakwaterowania. Orientacyjnie, na prywatne albergi trzeba przygotować minimum 10–15 euro za nocleg, kilka euro za śniadanie. Tańsze są albergi publiczne. – Na obiad, a w zasadzie obiadokolację wybieraliśmy tzw. menu del día (menu dnia): pierwsze i opcjonalnie drugie danie, woda lub wino (koszt ten sam) i deser, w granicach 12–15 euro – mówi Basia. Dodatkowy koszt to przelot – tutaj są różne możliwości; zazwyczaj z miejsca lądowania trzeba jeszcze dojechać na szlak.
Warto dodać, że Drogi św. Jakuba, oznaczone charakterystyczną muszlą, możemy spotkać w różnych krajach Europy. Sieć takich szlaków znajduje się również w Polsce. Jeśli nie mamy możliwości wybrać się do Hiszpanii, zawsze pozostaje nawet jednodniowa wędrówka takim szlakiem po naszym kraju.