20 kwietnia
sobota
Czeslawa, Agnieszki, Mariana
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Być księdzem

Ocena: 0
3100

Nadal więc kultura przykościelna ma znaczenie i powinna się swobodnie rozwijać, oczywiście nie w tym sensie, że należałoby się zamykać w konfesyjnej wieży z kości słoniowej, propagując to tylko, co nie wykracza poza obszar religijnego dogmatu. Chodzi raczej o pewnego rodzaju stanowczość wobec różnych współczesnych tendencji oczerniających etos chrześcijański. O ujawnianie sytuacji, w których refleksja nad nędzą człowieka niezdolnego do nadania sobie samemu sensu występuje w radykalnej postaci jako przykazanie miłości. Nie jesteśmy przecież, ani intelektualnie, ani moralnie, bezradni. Dysponujemy intelektem, wolną wolą, racjami serca; władamy niezmiernym bogactwem nauki i ducha kościelnego, tym wszystkim, co przynieśli światu święci i męczennicy, co wypływa z naszego otwarcia na Bożą łaskę i Boże słowo.

 

Piekący ból powołania

Być może dlatego przeszedłem przez młodzieńczy okres istnienia niezbyt poraniony, coraz bardziej gruntując w sobie przekonanie, że powinienem opuścić rodzinne strony i wyjechać do Warszawy. Najpierw jednak ukończyłem uniwersytecką polonistykę, wciąż zachowując przyjacielską i trwałą bliskość z ks. Piotrem, trwającą zresztą do dzisiaj. Włączyłem się również w ówczesne życie literackie, podejmowałem (po dyplomie magisterskim) najróżniejsze prace, nie wyłączając prób dziennikarskich i naukowych. Lecz nie czułem się szczęśliwy. Moje ciało przenikał jakiś trudno opisywalny, piekący ból, że nie czynię tego, co powinno być moim egzystencjalnym posłannictwem. Trochę męczyłem się sam ze sobą. Pod koniec lat 70. ubiegłego wieku mój duch niejako przyparł mnie do muru i wówczas – w jasności umysłu – pomyślałem, że moja dotychczasowa droga życia wiedzie mnie wprost do kapłaństwa. To było, pamiętam dokładnie, jak uderzenie błyskawicy w świadomość. Nie mogłem oddychać z przejęcia. Rozmyślałem: jakże to, ja przeciętny chłopak z podlaskiej ziemi, mam przyjąć dar, który będzie darem ostatecznym. Mam pierwszoplanowo dawać siebie innym, żyć w przestrzeni wyznaczonej przez dwa fundamentalne słowa: przyjmowanie i dawanie. Tylko to się bowiem tak naprawdę liczy. Czy jestem zdolny do tak poważnej ofiary?

Skoro jednak Bóg dał znak, musiałem szybko zareagować, gdyż do istoty daru przynależy wzajemność. Pojechałem zatem do Wasilkowa, gdzie nadal duszpasterzował ks. Piotr, i poprosiłem go, by przygotował opinię potrzebną, bym mógł się ubiegać o przyjęcie do seminarium duchownego. „Nie muszę jej pisać, mam już gotową, od dawna przeczuwałem, Janku, że w końcu odważysz się na ten krok” – usłyszałem z jego ust niespotykane i radosne zarazem słowa. W ten sposób umocniło się we mnie przekonanie, że życzliwość Boga objęła i mnie, że bez obaw powinienem zdać się na kapłański plan życia. W następnych latach – już jako ksiądz – doświadczałem i nadal doświadczam wielobarwności, różnorodności służby kapłańskiej. Jak przeżywam swoje kapłaństwo? Czy nie marnuję otrzymanych talentów? Czy może gorzknieję pod wpływem niepowodzeń duszpasterskich, także tych związanych z nieuchronną utratą ludzkich przyjaźni?

 

Wdzięczność i nadzieja

Przede wszystkim staram się dziękczynnie odnosić do Boga i do ludzi, gdyż wiem, że zostałem utkany z bezinteresownych darów. Istnieję, a więc już z tej racji mam obowiązek obdarzać innych miłością, życzliwością, przebaczeniem. Zaświadczać, że Bóg nigdy nie zniechęca się swoim stworzeniem; zawsze jest gotów, by ponownie wtulić każdego z nas w swoje boskie ramiona. Powyższy, jakże cudowny, fakt sprawia, że w ogóle nie tracę nadziei, mimo wciąż pojawiających się grzechów i nieporadności. Jestem bowiem przeświadczony o realnej spójni łączącej mnie i świat z Bogiem. Dlatego chcę żyć w świetle, cieszyć się pięknem, doświadczać wszystkiego, co jest Bożym darem. Z wszelkich więc sił unikam ciemności, także czerni grzechu, choć nie zawsze z dobrym skutkiem. Staram się ufać Bogu, wciąż umacniać swoją wiarę. A jeżeli wiara słabnie bądź wpada w odrętwienie, tęsknię za nią, zauważając coś niespodzianego, mianowicie to: jak zachowuje się Jezus, kiedy tracę z Nim duchową więź?

Otóż, On ocenia mnie i moje kapłaństwo na miarę mojej miłości. A jaka jest ta miara, wie tylko On – Zbawiciel, który pragnie, abym był kimś, kimś dla Niego, kimś wobec Niego. Dlatego nie przymusza do niczego, tylko czeka na odpowiedź z mojej strony. Niewidomy żebrak, którego historię niebywale obrazowo opowiedział św. Marek, dał swoją odpowiedź Jezusowi, prosząc Go o uzdrowienie, by mógł w pełni żyć, radować się kolorami codzienności. Tymczasem będąc w ciemności, nie potrafił rozeznać drogi, pójść za Nim. Lecz nigdy, co znamienne, nie porzucił nadziei, że można pokonać napór słabości, wyjść na oświetloną przestrzeń.

Pamiętam, co powiedziała Ewa Błaszczyk, która od lat zabiega o wybudzenie ze śpiączki swojej córki Oli: że kiedy się walczy, często się wygrywa. Trzeba tylko zmierzyć się z samym sobą. Postawić się w świetle sumienia i Bożych przykazań. Do tych jej słów dodaję: należy podjąć wysiłek, po prostu krzyknąć: „Synu Dawida, ulituj się nade mną”, rozjaśnij to, co we mnie pokryte kurzem obojętności. Żebym pozostawał kapłanem wolnym wolnością pochodzącą od Chrystusa, która jednak nie likwiduje mojej walki z samym sobą, bo i Mesjasz musiał stoczyć wewnętrzną walkę w trakcie „kuszenia”.

Muszę tylko rozeznać, że życie społeczne, także życie Kościoła, wymaga z mojej strony niezwykłej roztropności i równocześnie pokory. Żebym dostrzegał uzdrawiającą siłę w tym, co skierowane ku drugim, pomnażające dobro. Wszak wszystkie ludzkie boleści będą włączone w cierpienie samego Jezusa, w odkupieńczy sens Jego Męki. Oczywiście, niełatwo zdobyć się na tego typu myślenie. Ale jestem pewien, że potrafimy własne cierpienie zharmonizować z cierpieniem samego Jezusa. Wówczas nasz znój zostaje opromieniony światłem Bożego tchnienia, wchodzi w błogosławioną przestrzeń. Zyskujemy ważny argument: problem cierpienia nie wyklucza istnienia Boga, raczej Boga do nas przyzywa. Marzy mi się, żeby wszystkie barwy mego kapłaństwa promieniowały tą zbawczą rzeczywistością. Żebym, będąc osobą wrażliwą na zmiany dokonujące się w Kościele, pozostawał czuły na ewangeliczny rdzeń życia, uosabiany przez Chrystusa i Jego świętych następców.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 19 kwietnia

Piątek, III Tydzień wielkanocny
Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije,
trwa we Mnie, a Ja w nim jestem.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 52-59
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter