28 marca
czwartek
Anieli, Sykstusa, Jana
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Czy ja naprawdę wierzę?

Ocena: 0
6827
Spróbujmy podjąć następujące pytanie: Czy ja naprawdę wierzę w życie wieczne? A może jest to tylko taka wiara na niby, zwyczajne oszukiwanie Pana Boga i siebie?
Sąd ostateczny – mozaika w Rawennie

W „Opowieściach pielgrzyma”, które są prawdziwym arcydziełem duchowości prawosławnej, opisana jest spowiedź, podczas której penitent otrzymał od spowiednika mniej więcej taką reprymendę: „Co ty tu się z drobiazgów spowiadasz, gdy tymczasem pomijasz to, co najważniejsze! Przecież ty ani Pana Boga prawdziwie nie kochasz, ani w życie wieczne tak naprawdę nie wierzysz!”

I z pomocą spowiednika penitent ów uświadamia sobie grzechy następujące: „Nie kocham Boga, bo przecież gdybym Go kochał, to wciąż bym o Nim myślał ku radości mego serca, a każda myśl o Bogu przynosiłaby mi radosną słodycz. Przeciwnie, znacznie częściej i chętniej rozmyślam o sprawach zwyczajnych, codziennych, a rozmyślanie o Bogu przynosi mi utrudzenie i oschłość. Jeślibym Boga kochał, to rozmowa z Nim poprzez modlitwę ożywiałaby mnie, napełniała słodyczą i pociągała ku stałemu z Nim obcowaniu, ale jest przeciwnie: nie tylko nie rozkoszuję się modlitwą, ale zajmując się nią, odczuwam utrudzenie, zmagam się z niechęcią, osłabiam się poprzez oddawanie się lenistwu i gotów jestem z chęcią zająć się czymkolwiek błahym, byle tylko modlitwę przerwać lub całkiem jej zaprzestać. Podczas pustych zajęć czas mija mi niezauważenie, a gdy zajmuję się Bogiem, stając w Jego obecności, czuję, że każda godzina jest długa jak rok”.

Wiary w życie wieczne nie mierzy się jej odczuwaniem czy naszą zdolnością do wyobrażania sobie, na czym życie wieczne będzie polegało
Podobną małodusznością może być naznaczona nasza wiara w życie wieczne: „Gdybym ja – uświadamia sobie pielgrzym dzięki spowiednikowi – wierzył mocno i był przekonany, że po śmierci czeka mnie życie wieczne i odpłata za ziemskie czyny, to wciąż bym o tym myślał i prowadziłbym życie przybysza, gotującego się wkroczyć do swej ojczyzny. Przeciwnie, nawet nie pomyślę o wieczności, a kres ziemskiego życia traktuję jako granicę mego istnienia. Skrycie tkwi we mnie myśl: kto wie, co będzie po śmierci? Jeśli nawet mówię, że wierzę w nieśmiertelność, to mówię to tylko rozumem, bo serce moje dalekie jest od pewności, o czym wyraźnie świadczą moje czyny i stała troska o dobre urządzenie się w życiu zmysłowym”.

Z drugiej strony jednak, wielkim uproszczeniem jest twierdzić, że „nikomu się jakoś do szczęścia wiecznego nie spieszy”. Toteż zanim podejmę postawione na samym początku pytanie, spróbuję przedstawić przykłady chrześcijan, którym właśnie bardzo się do nieba spieszyło.

Czyż miałbym się bać?

Zacznę może od wyjątkowo okrutnego prześladowania chrześcijan z Lyonu w roku 177. Jego opis pochodzi od bezpośredniego świadka tych wydarzeń. Wśród torturowanych wyróżniła się szczególnie młoda Blandyna, którą ogarnął duch właściwy raczej uczcie weselnej niż miejscu męczarni, i swoją postawą potrafiła zarazić współwyznawców, tak że odtąd nikt już więcej nie zaparł się swojej wiary ze strachu przed torturami. Oprawcy szybko zrozumieli, ile osiągną, jeśli uda się im ją złamać, toteż znęcali się nad nią szczególnie. Oprócz tortur zadawanych jej bezpośrednio, Blandyna musiała znieść aresztowanie i tortury swego piętnastoletniego brata Pontikosa, ponadto wraz z bratem przyprowadzano ją codziennie do amfiteatru, aby patrzyła na zabijanie kolejnych chrześcijan. Po zabiciu wśród tortur na jej oczach Pontikosa, „wreszcie sama Blandyna, ostatnia ze wszystkich, […] pobiegła pełna radości i wesela na tę swoją podróż, jak gdyby wołano ją na ucztę weselną, a nie rzucano na pastwę dzikich zwierząt”. Wiara w życie wieczne uzdolniła tę dziewczynę do zachowania, które przekracza siły człowieka.

Jednak Blandyna nie była wyjątkiem. Narsalus, jeden z męczenników scyllitańskich, usłyszawszy wyrok śmierci, skwitował go zdaniem: „Jeszcze dziś będziemy w niebie, Bogu niech będą dzięki”. Młoda Potamiena z Aleksandrii (rok 202), kiedy prowadzący ją na śmierć żołnierz Bazylides bronił jej przed napaściami tłumu, „przyjęła przychylnie dowody jego życzliwości i zwróciła się do niego z wezwaniem, by umocnił swego ducha. Będzie się bowiem po śmierci za niego modliła do swego Pana i wkrótce mu się odwdzięczy za to, co dla niej uczynił”. Zapewne nikt by się o tych słowach młodej męczennicy nie dowiedział, gdyby nie zadecydowały one o tym, że wkrótce sam Bazylides został chrześcijaninem i męczennikiem.

Atmosferę święta i radości podczas śmierci męczeńskiej odnotowują również dzieje męczenników nowożytnych i współczesnych. Kiedy do jezuity Ludwika, ukrzyżowanego w roku 1597 w Japonii, „pewien chrześcijanin zawołał, iż wkrótce będzie w raju, on radosną postawą całego ciała zwrócił na siebie oczy wszystkich patrzących” – jak to opisuje współczesny mu autor. Zaś Herman Lange, niemiecki ksiądz stracony 10 listopada 1943 r. za głoszenie poglądu, iż za zbrodnie hitlerowskie czeka Niemców kara Boża, tak pisał z celi śmierci: „Jakaż pociecha, jaka cudowna siła płynie z wiary w Chrystusa, który poszedł przed nami drogą śmierci. Czyż może coś się stać dziecku Boga? Czyż miałbym się bać? Przeciwnie, radujcie się, i jeszcze raz wam mówię, radujcie się”.

Zarazem żaden z wymienionych męczenników nie pchał się do śmierci. Przeciwnie, raczej starali się jej uniknąć. Cechowała ich bowiem nie tylko głęboka wiara w życie wieczne, ale równie żywo wierzyli oni w sens swojej służby na tej ziemi. Święty Cyprian wręcz ukrywał się przed prześladowcami, ale kiedy usłyszał wyrok śmierci, skwitował go krótko: „Bogu niech będą dzięki!” Podobnie zachowywało się wielu innych późniejszych męczenników. W Kościele starożytnym obowiązywał nawet kanon zakazujący wiernym prowokowania władz do stawiania ich przed sądami.

Zatem nawet bardzo żarliwa wiara w życie wieczne wcale nie domaga się niecierpliwych tęsknot za jak najszybszym odfrunięciem z tej ziemi. Jeden z wielkich współczesnych psychologów G.W. Allport – a więc żaden kaznodzieja ani teolog – zauważył następującą prawidłowość: „Prawdopodobnie moglibyśmy dowieść, że w biegu historii ci chrześcijanie, którzy w najbardziej praktyczny sposób zasłużyli się światu doczesnemu, byli równocześnie tymi, którzy najgorliwiej wierzyli w świat przyszły”.

To prawda, że większość z nas, kiedy znajdzie się w poważnej chorobie, chciałaby odsunąć zbliżającą się śmierć. Czy jednak postawa taka, wzięta sama w sobie, świadczy o niewierze w życie wieczne? Przecież nawet pannie młodej, która bardzo pragnie ślubu, zdarzy się czasem, że bardzo chciałaby sam moment ślubu odsunąć bodaj o kilka minut. A przecież wzięcie ślubu nie wiąże się z żadnymi cierpieniami.
PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:
- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 29 marca

Wielki Piątek
Dla nas Chrystus stał się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej.
Dlatego Bóg wywyższył Go nad wszystko i darował Mu imię ponad wszelkie imię.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 18, 1 – 19, 42
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter