Własne imię pomaga dziecku zobaczyć się jako kogoś osobnego. Potem następuje zdumiewające odkrycie, że mama i tata też mają imiona – wyraźnie są nie tylko rodzicami!
Następny krok – nauczenie się własnego nazwiska – pozwala odkryć swoją przynależność. Nie jestem sam: mam rodzinę! W dalszej kolejności warto wbić sobie do głowy adres zamieszkania, a nawet numer rodzicielskiego telefonu – z tym większym mozołem, że nazwa ulicy i wszelkie cyfry na tym etapie wydają się całkowitą abstrakcją. Na szczęście mózg malucha jest chłonny, a ponadto zwykł w dobrej wierze przyswajać to, o czym rodzice mówią, że przyswoić należy. A że należy, podpowiada przezorność. Zawsze przecież może się zdarzyć, że dziecko się zgubi czy zabłądzi. Przecież to podstawa, żeby w takim momencie wiedziało, jak się nazywa, jak nazywają się jego rodzice oraz jak i gdzie ich szukać.
Nie zawsze i wszędzie da się trzymać dzieci za rękę. Nawet jeśli jest ich mniej i każde ma jedną rodzicielską dłoń tylko dla siebie. Albo nawet jeśli nie są jeszcze tak samodzielne i niezależne, by ucapienie się maminej spódnicy uważały za coś poniżej ich godności. Chociaż zdarzają się sytuacje, że trzymanie się jak najbliżej jest po prostu najbezpieczniejsze. W tłoku i zamieszaniu supermarketu czy bazaru, kipiących szałem przedświątecznych zakupów, przypominam więc dzieciom ważną zasadę: jeśli się zgubisz, stój w miejscu i czekaj, aż po ciebie przyjdę.
Tak to bywa, że poszukiwania na własną rękę mogą przynieść odwrotny skutek: jeśli zrobisz krok dalej sam, zgubisz się na amen. Zbyt wiele ścieżek, za dużo możliwości. Lepiej skierować ufną i wyczekującą myśl ku rodzicom. Choć zniknęli z oczu – wciąż są, wiedzą, co robić i zaraz nadejdą, bo im również na niczym nie zależy bardziej, jak na odnalezieniu dziecka.
Po prostu zatrzymać się i czekać. Czasem tyle wystarczy, aby dać się znaleźć.
***
Felietony publikowane w cyklu "Obrazki na Adwent" znajdziesz pod hashtagiem "Obrazki na Adwent" i na stronie głównej w sekcji "Rodzina i życie".