24 kwietnia
środa
Horacego, Feliksa, Grzegorza
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Dłużnik Brata Alberta

Ocena: 0
1627

 

Jak na Pana cudowne uzdrowienie zareagowali lekarze ze szpitala na Szaserów?

Lekarze byli w trudnej sytuacji, bo jak mówić o Panu Bogu? Sam lekarz nawet sugerował, że jest to jakieś wydarzenie nadzwyczajne, po ludzku patrząc – niemożliwe. Udało się wykonać kopię dokumentacji medycznej opisującej przebieg mojego leczenia, która została wysłana do Watykanu przez siostry albertynki. Moje uzdrowienie zostało przez Kongregację Spraw Kanonizacyjnych uznane za cud. I w ten oto sposób rozpoczął się proces kanonizacyjny bł. Brata Alberta, który po trzech latach zakończył się włączeniem go do grona świętych. Kanonizacja odbyła się w niedzielę 12 listopada 1989 r. w Rzymie. Postulatorem procesu był ks. prał. Piotr Naruszewicz.

 

Dokumentacja została przekazana w tajemnicy?

W tajemnicy! W wielkiej tajemnicy, pod osłoną nocy. Matka chrzestna podała dokumentację przez okno mojej mamie, a ona zawiozła ją do domu sióstr albertynek na ul. Kawęczyńską. Siostry skopiowały dokumentację, która jeszcze tej nocy wróciła do szuflady szpitalnej. To była istna akcja konspiracyjna.

 

A jak Pan wspomina sam moment kanonizacji?

Miałem niespełna cztery lata. Pamiętam pełno ludzi i cały „czarny” samolot, bo było w nim mnóstwo sióstr zakonnych. Mama opowiadała mi, że podczas Mszy świętej w procesji z darami niosłem bukiet kwiatów dla Jana Pawła II, mama niosła patenę z hostią, tata – kielich z winem, a po Mszy była audiencja w auli Pawła VI. Ojciec Święty podszedł do nas, przytuliłem się do niego i zasnąłem mu na rękach. I mam nawet takie zdjęcie, jak się wtulam w Ojca Świętego.

 

„Brat naszego Boga” – tak św. Brata Alberta nazwał św. Jan Paweł II. Czuje się Pan wyróżniony?

Na pewno w pewien sposób tak, ale też zobowiązany. Dla mnie to jest coś, co było ze mną zawsze. Od zawsze i na zawsze. Gdyby to się wydarzyło w moim życiu, kiedy jestem dorosły, to pewnie inaczej bym do tego podchodził.

 

Ojciec Jan Wolny próbował Pana odnaleźć?

Tak! Na początku listopada 2008 r. otrzymałem wiadomość: „jeśli Pan jest tym Albertem, który został ochrzczony przez Jana Wolnego, to prosimy o telefon”, więc zadzwoniłem pod podany numer. Odebrał brat zakonny, który opiekował się o. Janem w hospicjum na Jasnej Górze. Dosłownie dwa, trzy dni po wykonaniu tego telefonu byłem już u niego. Rozmawialiśmy bardzo długo. To było spotkanie pełne wzruszeń. Mówił, że podczas chrztu świętego zauważył pewną przemianę w moich oczach. Modlił się też nade mną, abym odziedziczył po nim jakiś talent, a on był swego czasu organistą, jako kleryk w seminarium, więc wiem już, skąd zrodziła się we mnie ta pasja do organów i zdolność do grania w kościele. Myślę, że to taka łaska wymodlona przez niego. Teraz jestem nauczycielem muzyki i organistą. Spotkanie z o. Janem Wolnym odbyło się krótko przed jego śmiercią. Miałem spotkać się z nim jeszcze dwa tygodnie po tym, ale niestety zmarł 13 listopada. Za każdym razem, gdy odwiedzam Częstochowę, nawiedzenie grobu o. Jana jest moim priorytetem.

 

Jak przejawiał się kult św. Brata Alberta w Pana rodzinnym domu?

Pamiętam wyjazdy do Krakowa na odpust św. Brata Alberta 17 czerwca. Co roku jeździłem tam z rodzicami, aż założyłem własną rodzinę. Staramy się tego dnia w sposób szczególny łączyć się z Bratem Albertem i ten dzień mu oddawać, czy to rodzinnie w sanktuarium Ecce Homo, czy też w naszym domu. Mam również relikwie, które dostałem zupełnie przypadkowo od pewnego księdza. Są u mnie w domu, w pięknym relikwiarzu. Mam prywatne nabożeństwo do mojego „własnego” świętego. Staram się każdy dzień powierzać Bratu Albertowi, korzystam z albertyńskiego modlitewnika oraz czytam myśli św. Brata Alberta. Jest tak, jak być powinno. Wraz z żoną Magdą mamy wspaniałą sześcioletnią córeczkę Marysię i trzyletniego syna Jana. Myślę, że za parę lat dzieci będą rozumiały, co spotkało ich tatę, i pokochają św. Brata Alberta.

 

Czuje się Pan jego „dłużnikiem”?

Świadectwo musi pokrywać się z czynami, to jest najtrudniejsze dla nas, dla mojej rodziny. Próbuję żyć pod prąd pewnym trendom, a z drugiej strony, jak mówi Pismo Święte, „Komu więcej dano, od tego więcej wymagać się będzie” i rzeczywiście czuję także duże pokusy. Jednak to piękne, że Pan Bóg posługuje się słabymi ludźmi, żeby kogoś może jeszcze słabszego umocnić.

Wydaje mi się, że dużo rzeczy Brat Albert mi załatwiał (śmiech). Odczuwam też jego obecność w życiu, w dokonywaniu pewnych wyborów. Brat Albert mnie prowadzi.

 

Czy jakieś przesłanie patrona jest dla Pana szczególnie ważne w życiu?

Jak jeżdżę do pracy i podejmuję pewne działalności, zawsze staram się modlić: Bracie Albercie, pozwól mi widzieć w ludziach, których spotkam, tak jak Ty widziałeś, oblicze Jezusa cierpiącego. Pozwól mi w tych osobach, które mijam, widzieć cierpiącego Jezusa. I drugie: daj mi być dobry jak chleb dla nich, żebym potrafił być dla nich tak dobry, jak Ty byłeś.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 24 kwietnia

Środa, IV Tydzień wielkanocny
Ja jestem światłością świata,
kto idzie za Mną, będzie miał światło życia.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 12, 44-50
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)
+ Nowenna do MB Królowej Polski 24 kwietnia - 2 maja

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter