25 kwietnia
czwartek
Marka, Jaroslawa, Wasyla
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Dłuższa droga

Ocena: 0
1487

Sakrament przyjęli w dojrzałym wieku. Starali się o wejście do Kościoła jak o drogocenną perłę. – Swoje życie dzielę na czas przed chrztem i po chrzcie – mówi aktor Jerzy Zelnik.

fot. xhz

– Chrzest przyjąłem w wieku 24 lat. Moi rodzice nie byli wychowani w wierze, dlatego nie byłem ochrzczony – opowiada Jerzy Zelnik. Chrzest przyjął dwa miesiące przed ślubem. Narzeczona pochodziła z rodziny katolickiej i nie wyobrażała sobie innego małżeństwa jak sakramentalne. – Miłość do niej podyktowała mi kierunek; chciałem zgłębić przekonania, którymi żyła, jej filozofię życia, dowiedzieć się, co to znaczy chrześcijaństwo – wspomina aktor. W kościele Bożego Ciała w Krakowie udał się do ks. Rafała Drożdżewicza. – Nasze spotkania, rozmowy doprowadziły do tego, że poczułem, jak szeroko otworzyły się ramiona Chrystusa, doznałem łaski wiary. Jako neofita bardzo emocjonalnie przeżywałem wiarę, ze wzruszeniami i łzami w czasie modlitwy. Były takie momenty, kiedy doznawałem mistycznych doznań, doświadczałem transcendetnej obecności Boga. W tamtym czasie wiodłem ku Bogu moją żonę, która wychowana była w wierze katolickiej od dziecka – wspomina aktor.

Przyznaje, że przyjęcie chrztu nie zmienia życia automatycznie. – „Temperament” sprzed chrztu jeszcze wodził człowieka na manowce grzechu. Miałem wspaniałych spowiedników i przewodników: ks. Tadeusza Huka, ks. Bronisława Bozowskiego, ks. Kazimierza Orzechowskiego. Pierwszy okres po chrzcie to była taka wiara nacechowana emocjonalnością. Mówię o niej „fides”, a teraz jest „fides et ratio” – ocenia aktor. – Wiara trzyma mnie przy życiu, daje moc, pozwala mi się podnieść w trakcie kryzysu zawodowego – podsumowuje. Jerzy Zelnik przez całe życie angażuje się w chrześcijańskie projekty artystyczne, zwłaszcza te nawiązujące do spuścizny Jana Pawła II.

 


PRAWDA TO CHRYSTUS

Wśród ochrzczonych i przygotowujących się do sakramentu są osoby wychowane z dala od religii i Kościoła. Dążenie do prawdy o świecie i o sobie samym doprowadziło ich do decyzji o chrzcie.

– Nie byłem wychowany w wierze chrześcijańskiej, nie miałem wzorca z domu – mówi 34-letni Jakub. – W szkole byłem zwolniony z lekcji religii, co mi pasowało. Kiedy klasa szła na rekolekcje do kościoła, ja miałem wolne. Siedziałem w domu albo na świetlicy z kolegami. Zawsze miałem szacunek do Biblii, mimo to szydziłem z krzyża – opowiada. Zaczął wchodzić w zakręty życia z nadużywaniem alkoholu i narkotyków, z czym boryka się do dzisiaj. – Zacząłem doświadczać mechanizmów, które rządzą światem, ile jest w nich obłudy, fałszu i kłamstw. Kiedy zawodzi to, co dawało się pojąć rozumem i wytłumaczyć logiką, rozwiązaniem staje się to, co jest, po ludzku rzecz biorąc, niewytłumaczalne – wiara – mówi Jakub. Stwierdził, że chce być w Kościele, a tu droga zaczyna się od chrztu.

– Po tej decyzji doświadczyłem domagania się szatana o mnie. Obudziłem się którejś nocy, w myślach toczył się dialog: „Zachciało ci się wiary”, czułem obok jakby czyjś oddech, po plecach przechodziły mi ciarki, gardło miałem tak ściśnięte, że nie mogłem nic wypowiedzieć. Ja, facet 100 kg wagi, zacząłem się bać, musiałem zapalić światło w pokoju – opowiada. Na ścianie wynajmowanego mieszkania zauważył obrazek Matki Bożej, zdjął go i mocno przytulił do siebie. – Wtedy zacząłem słyszeć obraźliwe słowa o Matce Bożej. Następnego dnia pobiegłem do kościoła, gdzie są przygotowania dorosłych do chrztu. Opowiedziałem, co przeżyłem. Siostra zakonna oddała mi swój osobisty różaniec. Zawiesiłem go sobie na szyi. Nie rozstaję się z nim, chociaż czasami mam poczucie, jakbym nosił coś bardzo ciężkiego. Zacząłem chodzić na katechezy przygotowujące do przyjęcia chrztu – opowiada Jakub.

21-letnia Julia pochodzi z rodziny ateistycznej. – Z religijnością, praktykowaniem wiary moja rodzina nie ma nic wspólnego. Nie chodziłam na religię, nie miałam żadnego kontaktu z Kościołem. Dopiero później, w szkole spotkałam osoby wierzące. W wieku 18–19 lat, gdy kończyłam liceum, przeżyłam upadek na samo dno z utratą nadziei, sensu istnienia, patrzeniem na życie jako drogę donikąd. Wszystko w moim życiu zaczęło się sypać, pojawiło się poczucie samotności i tęsknoty, nie wiadomo za czym – opowiada.

Przypomniała sobie słowa zasłyszane wcześniej, że człowiek nigdy nie jest sam i zawsze może się do Boga zwrócić z problemem. – W momencie ogromnej rozpaczy zaczęłam się modlić, nie licząc jednak, że uzyskam jakąś odpowiedź. Wtedy odczułam obecność, bliskość, jakby „ktoś” dotknął mego serca. W jednej chwili zniknęło poczucie pustki, tęsknoty, samotności. Od tego przeżycia zaczęłam budować relację z Bogiem i pojawiło się w moim sercu pragnienie dołączenia do wspólnoty Kościoła katolickiego – mówi Julia. Skontaktowała się z grupą katechumenatu i rozpoczęły się przygotowania do przyjęcia sakramentów. – Tydzień po moich 20. urodzinach, w czasie Wigilii Paschalnej, przyjęłam chrzest. Moje życie zaczęło się zmieniać. Utraciłam poczucie samotności. Bóg daje pełnię, człowiek staje się szczęśliwy mimo tego, że życiowe problemy nie znikają – dzieli się swoimi przeżyciami Julia.

 

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Dziennikarka, absolwentka SGGW i UW. Współpracowała z "Tygodnikiem Solidarność". W redakcji "Idziemy" od początku, czyli od 2005 r. Wyróżniona przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich w 2013 i 2014 r.

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 25 kwietnia

Czwartek, IV Tydzień wielkanocny
Święto św. Marka, ewangelisty
My głosimy Chrystusa ukrzyżowanego,
który jest mocą i mądrością Bożą.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): Mk 16, 15-20
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)


ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter