Przez pięć lat starali się o dziecko. Bezskutecznie. Znajomy ksiądz obiecał pielgrzymkę i modlitwę u stóp św. Anny. Teraz mają ich trójkę.
– Historia moich znajomych zainspirowała mnie, bym także poszukała pomocy u św. Anny – mówi Agnieszka Chrobak, 40-letnia biotechnolog, instruktor metody Rötzera, ucząca niepłodne pary prowadzenia obserwacji cykli. – Od dwóch lat wraz z mężem bezskutecznie staraliśmy się o dziecko. Pierwszych dwoje poczęło się bez trudności. Teraz, po ośmiu latach od narodzin Jana, okazało się, że zajście w ciążę nie jest dla nas proste. Z naturalnego punktu widzenia zrobiliśmy wszystko.
Pani Agnieszka od lat prowadziła obserwację cyklu. Mieli więc z mężem świadomość, kiedy trwa okres płodności i sprzyjali poczęciu dziecka. Z kart obserwacji i podjętych badań wynikało, że z ich zdrowiem wszystko jest w porządku, a wiek biologiczny organizmu nie powinien być w tym wypadku przeszkodą.
Jak kobieta z kobietą
– Dokładałam wszelkich starań: z większą uważnością dbałam o zdrowie, żeby zapewnić dziecku jak najlepsze warunki do rozwoju – wspomina pani Agnieszka. – Czekałam. W końcu przestałam robić testy.
Czuła się zniechęcona, smutna i zła. Wyrzucała sobie, że tak długo odsuwali decyzję o kolejnym dziecku. Że gdyby wcześniej…
Mężowi także nie było łatwo. – Jesteśmy wierzący, w naszym małżeństwie żyjemy w rytmie płodności i wiemy, że to Pan Bóg decyduje ostatecznie o darze życia, a mimo to trudno nam było przyjąć, że nie będziemy mieli już dziecka. W końcu: pogodziliśmy się tak, jak godzi się z chorobą. Wtedy usłyszałam od znajomych przypomnienie, by modlić się do św. Anny. Wkrótce, w jej sanktuarium, pogadałam z nią o moim pragnieniu jak kobieta z kobietą. I wtedy pojawił się Piotruś.
Matka-mistrzyni
Święci Anna i Joachim, rodzice Najświętszej Maryi Panny – jak podaje tradycja – wiele lat czekali na potomstwo. Dlatego św. Anna od wieków jest czczona m.in. jako opiekunka kobiet bezdzietnych. W sanktuarium na Górze św. Anny w województwie opolskim, gdzie modliła się pani Agnieszka, wśród wotów wokół figury patronki, znajduje się wiele ofiarowanych jako podziękowanie za dziecko. Kopia cudownej figury została w 2003 r. sprowadzona do jednej z parafii w Teksasie, także jako podziękowanie za potomstwo pary, której ciąże kończyły się poronieniami.
– Nieraz myślę sobie, że św. Anna musiała być matką-mistrzynią: wychowała przecież najdoskonalszą kobietę na świecie – mówi Agnieszka Chrobak. – Od kilku lat zwracam się do niej ze sprawami wychowawczymi, nieraz bardzo konkretnie pytając, co by zrobiła na moim miejscu. Teraz dziękuję jej za to, że – jak wielu innym matkom – „wychodziła” mi dziecko.
Kilka dni po pielgrzymce na Górę św. Anny pani Agnieszka zaczęła dostrzegać pierwsze objawy ciąży. Jak obliczyła, w sanktuarium była tym w momencie cyklu, w którym dziecko zagnieżdża się w macicy.
– Dzidziuś mógł, ale nie musiał się zagnieździć – mówi. – Mam poczucie, że to św. Anna zawalczyła, by się dalej rozwijał.
Niepłodność jest cierpieniem
Teraz Piotruś kończy osiem miesięcy. Jest dla rodziny dużą radością. – Doświadczenie długiego oczekiwania na dziecko i zgody na niepłodność stało się dla mnie cenne z dwóch powodów – wyjaśnia jego mama. – Mam większą świadomość, że to Bóg jest dawcą życia i lepiej rozumiem pary cierpiące na niepłodność, z którymi zdarza mi się pracować. Już nie muszą mi wyjaśniać, jak to jest, gdy nie można mieć dziecka.
Dorota Niedźwiedzka |