Ale to my jesteśmy Kościołem! Czy brak naszego świadectwa wiary nie jest teraz powodem odejść z Kościoła? Czy nie jest przyczyną „słabego” wizerunku Kościoła?! Tomasz dał największe świadectwo. Oddał życie za to, w co wierzył. Jego wiara była dynamiczna, pełna ciekawości, emocji i temperamentu. Może dlatego Tomasz jest przedstawiany w ikonografii jako człowiek młody. Czy taka jest moja wiara? Wciąż żywa, świeża, potrafiąca zapalać innych?
O pierwszych wyznawcach Jezusa Chrystusa mówiono: „Patrzcie, jak oni się miłują”. Dzisiaj, bardziej niż kiedykolwiek, Chrystus wzywa nas, byśmy zaczęli żyć jak pierwsi chrześcijanie. Byśmy byli miłosierni dla siebie nawzajem. Świadczyli o Bożym Miłosierdziu, które większe jest nad Jego sprawiedliwością.
Przekonać ludzi o tym miała s. Faustyna, a do pomocy wskazał jej Bóg błogosławionego już dzisiaj ks. Michała Sopoćkę.
Pan Bóg obejmuje swoim Miłosierdziem wszystkich, którzy go pragną. Łaski tej swego czasu zaznał wybitny krakowski malarz, znany z pisania ikon, prof. Jerzy Nowosielski. Do połowy lat 50. uważał się za ateistę. Popadł w alkoholizm. Chciał zmiany, ale ta nie nadchodziła. Kiedyś nad ranem przechodził obok kościoła Miłosierdzia Bożego w Łagiewnikach. Wcale nie chciał tam wchodzić, ale „coś” wepchnęło go do środka. Tam zauważył, że ktoś mu się przygląda. Zrobił kilka kroków w jego kierunku i zdał sobie sprawę, że to Jezus Miłosierny z obrazu, który kazała namalować s. Faustyna. Jerzy, który sam był malarzem, czuł, że ten obraz żyje, a z nim samym dzieje się coś niezwykłego. Wyraźnie usłyszał wewnętrzny głos: „Ja ciebie tak kocham, a coś Ty z sobą zrobił?”.
W głosie Jezusa były troska i miłość. Od tej chwili zaczęła się wielka przemiana Nowosielskiego. Wydał książeczkę, którą opracował na podstawie Dzienniczka s. Faustyny. Wybrał z niego zdanie: „Powiedz największym grzesznikom, że oni mają największe prawo do miłosierdzia Mojego”.
My też jesteśmy wezwani, aby okazywać miłosierdzie. Ono zaś nikogo nie wyklucza i na nikogo się nie zamyka. Dostrzega człowieka i przywraca mu szacunek do samego siebie.
ks. Mariusz Karbowski |