To miejsce ma jakiś magnes – mawiają pielgrzymi. Przyciąga ich Maryja, wskazująca na Jezusa, boskiego Lekarza, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych.
O Lourdes mówi się, że jest sanktuarium chorych, bo w ciągu roku odwiedzają je setki tysięcy chorych z całej Europy, i nie tylko. Rocznie przybywa tu ok. 6 mln pielgrzymów, w tym ponad 80 tys. chorych i blisko 100 tys. wolontariuszy.
To właśnie w tym małym miasteczku we francuskich Pirenejach Najświętsza Maryja Panna powiedziała: „Jestem Niepokalane Poczęcie”. Imię to nawiązywało do dogmatu, który zaledwie cztery lata wcześniej ogłosił Pius IX. Określenia tego nie mogła sama wymyślić prosta, wiejska dziewczynka, Bernadetta Soubirous – dziś święta. Piękna Pani ukazała się jej osiemnaście razy – pierwszy raz 11 lutego 1858 r. – i za każdym razem prosiła, by przypominać ludziom o modlitwie różańcowej, którą można u Boga wyprosić wiele łask.
We wskazanym przez Matkę Bożą miejscu wytrysło źródło. Jego woda uznana została za cudowną, gdyż poprzez modlitwę i kąpiel wielu chorych odzyskało zdrowie.
ONA MOŻE TO UCZYNIĆ
– Czy cud uzdrowienia się wydarzy? Trudno powiedzieć, ale przyjechałam z nadzieją, że Maryja mi pomoże, bo lekarze rozkładają ręce – mówi 48-letnia Barbara Zitek z Inowłodza, która od pięciu lat choruje na nowotwór.
Na placu przed sanktuarium co chwilę słychać język polski. Polacy tłumnie przybywają do Lourdes. – Mąż od lat cierpi na częste bóle głowy – opowiada Elżbieta Miłek z Krakowa. – Tomografia wykazała w czaszce guz. Nieoperacyjny. Sprawa beznadziejna. Kiedy dzieci dowiedziały się, że tata choruje, rozpoczął się szturm do nieba. Zamawialiśmy Msze Święte, byliśmy na pielgrzymce na Jasnej Górze, odmawialiśmy Różaniec i co tylko. I Pan Bóg usłyszał nasze wołanie. Bóle ustąpiły, a po pół roku od zakończenia terapii guz się bardzo zmniejszył i zaczyna się wchłaniać. Przejechaliśmy, aby podziękować Matce Bożej.
Chyba w żadnym innym sanktuarium na świecie nie można zobaczyć tak wielu chorych w jednym miejscu. Jedni idą o własnych siłach, inni wspierając się o laskę, balkonik, na ramieniu bliskiej osoby. Ale są i tacy, którzy przybywają do Lourdes na wózkach lub na łóżkach – leżąc bez ruchu. Obok dorosłych także dzieci.
– Nasza Martynka urodziła się z potężną wadą serduszka – mówi Andrzej, tata dziewczynki. – Przeszła już kilka operacji, ale przed nią kolejne. Każda taka ingerencja w ciało dziecka jest bardzo niebezpieczna. Przyjechaliśmy całą rodziną z Warszawy, by prosić Matkę Bożą o łaskę. Ona może to uczynić – dodaje z przekonaniem.
TĘSKNO NAM ZA JEZUSEM
Przechadzając się po miasteczku, można na każdym kroku spotkać kobiety i mężczyzn ubranych w ciemnoniebieskie uniformy. To wolontariusze, którzy przyjeżdżają, by służyć pomocą chorym.
– Jestem tu po raz drugi – opowiada Tymoteusz Tomolski z Żyradowa. – Na co dzień studiuję architekturę w Warszawie, ale podobnie jak w ubiegłym roku, tak i teraz przyjechałem do Lourdes w ramach swoich wakacji, by dwa tygodnie pracować jako wolontariusz. Moja praca polega na opiece nad wyznaczonym przez naszego szefa chorym. Pomagam choremu w codziennych czynnościach i wraz z nim uczestniczę w nabożeństwach w sanktuarium.