19 kwietnia
piątek
Adolfa, Tymona, Leona
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Między niebem i chlebem

Ocena: 0
6237
Kasia pomaga w hospicjum, wozi niepełnosprawnych do kościoła, a w weekendy prowadzi rekolekcje. Wielu uważa ją za prawie świętą. Jej mąż ma na ten temat inne zdanie.
– Kiedy jako dzieciak słyszałem o Bogu, otwierał mi się nóż w kieszeni. Uważałem, że zabrał mi rodziców i życie, jakiego zazdrościłem rówieśnikom z tzw. normalnych domów. Nikt na mnie nigdy w domu nie czekał, kiedy wracałem ze szkoły. Nikt nie przejmował się moimi ocenami, nikt nie pytał, co robię – wspomina Mateusz. Wyrósł w rodzinie świadków Jehowy.

– Ojca i matkę interesowało tylko nawracanie, czyli chodzenie po ludziach i straszenie ich Armagedonem. Nie zajmowali się mną i siostrą. Rzadko sprzątali, prali, gotowali, ponieważ „byli posłani do głoszenia w porę i nie w porę”. Nie mieli żadnych aspiracji ani wobec siebie, ani wobec nas, byśmy poszli do dobrego liceum, potem na studia, bo i tak niedługo przyjdzie koniec świata – opowiada.

Dziś jako szczęśliwy mąż i ojciec, członek Domowego Kościoła, Mateusz otwarcie mówi: gdy dorosłem, poznałem Jezusa i On zmienił moje życie. Sprawił, że rodzina jest na pierwszym miejscu. Jednak jeśli chodzi o ewangelizację, to jestem ostrożny. Nie będę powtarzał błędów rodziców.

– Staram się trzymać środowiska ludzi wierzących obecnych we wspólnotach Kościoła. Widuję zaangażowanych rodziców, których dzieci ani myślą o pójściu ich śladem i wstąpieniu do tej czy innej wspólnoty. I przypomina mi się, być może niesłusznie, moja historia – stwierdza.

Jak zwyczajny człowiek, nie wgłębiający się w tajniki teologii, będący – jak uczy Kościół – z tego i nie z tego świata jednocześnie, ma realizować Boże posłanie? Jak rozpięty miedzy niebem i ziemią ma znaleźć równowagę między wymogami praktykowania swojej wiary, codziennymi obowiązkami, zaangażowaniem rodzinnym, społecznym, zawodowym czy politycznym?


DWIE POKUSY

Św. Josemaría Escrivá de Balaguer, założyciel Opus Dei, zwracał uwagę na to, że w historii Kościoła często wśród wiernych pojawiała się tendencja do traktowania egzystencji chrześcijańskiej jako „stanu uduchowionego”. To wymagało od tak uważających bycia kimś „nadzwyczajnym”, traktowania spraw tego świata jako coś godnego pogardy, co trzeba tolerować co najwyżej jako jakiś dodatek, z którego nie mogą zrezygnować dopóki żyją. Takie rezerwowanie chrześcijaństwa jedynie dla osób „niemal świętych” pociągało za sobą pokusę niemieszania spraw duchowych i ziemskich. A od tego był już krok, by człowiek – jak przestrzegał św. Josemaria – czuł się chrześcijaninem jedynie w świątyni. Tak, jakby tylko kościół był miejscem chrześcijańskiego życia. I ta mentalność wśród osób wierzących jest obecna do dziś.

Jan Paweł II w adhortacji apostolskiej o powołaniu i misji świeckich w Kościele i w świecie Christifideles laici pisał: „Wypada przypomnieć przede wszystkim dwie pokusy, którym świeccy nie zawsze umieli stawić czoła: pokusa tak wielkiego angażowania się w posługi i zadania kościelne, że prowadziło to często do zaniedbywania w praktyce specyficznych powinności na polu zawodowym, społecznym, gospodarczym, kulturalnym i politycznym, oraz pokusa usprawiedliwiania niedopuszczalnego oddzielania wiary od życia, przyjęcia Ewangelii od konkretnych działań w sferze różnego rodzaju rzeczywistości doczesnych i ziemskich” (CL, 2).

Konieczność oparcia się tym pokusom niejako wymusiła – o czym pośrednio pisze sam papież – podjęcie w czasie Vaticanum II problemu trudności i niebezpieczeństw w realizowaniu w Kościele misji osób świeckich oraz właściwego zdefiniowania ich powołania. A zatem łączenia w ich życiu tego, co ziemskie z tym, co duchowe.

Nie możemy zamykać się w kościele,
w salkach tylko na wspólną modlitwę,
ale musimy zmieniać rzeczywistość dookoła nas



W Konstytucji dogmatycznej o Kościele Lumen gentium czytamy: „zadaniem ludzi świeckich, z tytułu właściwego im powołania, jest szukać Królestwa Bożego, zajmując się sprawami świeckimi i kierując nimi po myśli Bożej” (KK, 31). Świeccy mają żyć – jak precyzuje konstytucja – „w świecie, pośród wszystkich razem i poszczególnych spraw i obowiązków świata, w zwyczajnych warunkach życia rodzinnego i społecznego, z których niejako utkana jest ich egzystencja”. I tam świeccy mają, „wykonując właściwe sobie zadania, kierowani duchem ewangelicznym, przyczyniać się do uświęcenia świata na kształt zaczynu, i w ten sposób przykładem zwłaszcza swego życia promieniując wiarą, nadzieją i miłością, ukazywać innym Chrystusa”. Mają „starać się harmonijnie godzić prawa i obowiązki, jakie spoczywają na nich jako na członkach Kościoła, z tymi, które przysługują im jako członkom społeczności ludzkiej, pamiętając o tym, że w każdej sprawie doczesnej kierować się winni sumieniem chrześcijańskim, bo żadna działalność ludzka, nawet w sprawach doczesnych, nie może być wyjęta spod władzy Boga” (KK, 36).


NIE NAJGORSZA CZĄSTKA

Większość starań duszpasterskich Kościoła była zawsze skupiona na tym, by świeccy swoje sprawy załatwiali „po myśli Bożej”. Ale i przykładów na to, że z gorliwości dla Boga można zaniedbać „sprawy tego świata”, jest nieporównanie mniej niż takich, że ktoś w codziennym życiu zapomina o Bogu. Kościół nie zapominał jednak, że prawdziwe miejsce chrześcijańskiej egzystencji to codzienne życie. Przykładów źle zrozumianego „oddawania się” Bogu nie można lekceważyć, zwłaszcza że u ich źródeł nieraz leżą dobre intencje.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 19 kwietnia

Piątek, III Tydzień wielkanocny
Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije,
trwa we Mnie, a Ja w nim jestem.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 52-59
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter