Przez całe więc życie powinniśmy porzucać (a to jest stały proces) strzępy tego świata na rzecz Bożej mądrości i dobroci, którą odkrywamy na kartach Pisma Świętego. Naturalnie, świat jest nam potrzebny, jest miejscem zbawienia, lecz nie może więzić naszej wrażliwości i celu, do którego dążymy. Jest nim wieczne szczęście z Bogiem, wywiedzione z miłości, także tej ziemskiej, w miarę niesamolubnej, otwartej na łaskę z nieba. W tym wysiłku natrafiamy jednak na sporo trudności, kiedy budujemy swój sposób życia.
Sposób na życie
Bogactwem nigdy nie można się nasycić. W ludzkim doświadczeniu przybiera ono wymiar wciąż rozszerzającego się pola, pozbawionego widocznego horyzontu. Kto choć raz posmakował luksusu, z trudem z niego rezygnuje. W takiej perspektywie dążenie do osiągania wszelkich dóbr zamyka drogę do zbawienia. Czyżby Jezus słusznie przepowiadał, że „bogaty z trudnością wejdzie do królestwa niebieskiego”? Jakie racje mogłyby przemawiać za tego typu przekonaniem?Człowiek bogaty jest w niełatwej sytuacji. Bezproblemowe osiąganie tego, czego się zapragnie, niekiedy powoduje dramatyczne skutki. Taka osoba staje się kimś bez zależności, żyjącym we własnej przestrzeni. Chodzi tutaj o pewną mentalność, pewien sposób na życie, który nazywam życiem bez zobowiązań, bez liczenia się z innymi i z ich wolnością. To ważna formuła „sposób na życie”. Bo jakiś przecież trzeba mieć. Każdy z nas, co prawda, jest inny, ma swoją niepowtarzalną wrażliwość i wizję świata, ale sposób na życie jest i musi być tylko jeden. Styl człowieka bogatego koncentruje się na służbie dotyczącej samego siebie. On nie jest w stanie (użyjmy języka biblijnego) być pasterzem, gdyż nabył cech najemnika, chcącego zdobyć jak najwięcej dla samego siebie. Ma przy tym negatywną postawę wobec innych ludzi. W jego widzeniu wszyscy są winni zła w świecie, tylko nie on.
Bogactwo powoduje, że taki sposób na życie umacnia pokusę samostanowienia i samowystarczalności. Skoro bowiem wszystkie dobra są w zasięgu mojej ręki, nie potrzebuję niczego ani nikogo, aby być (w swoim rozumieniu) szczęśliwy. W ten sposób człowiek bogaty buduje model kultury konsumpcyjnej, niszczącej pojęcie daru i metafizycznej samotności. Gromadzi, co się da, aby zapewnić sobie sukces rodzinny, towarzyski czy społeczny i polityczny.
Wypada jednak powiedzieć, że nic w tym dziwnego. Posiadanie określonych rzeczy jest konieczne, aby nie popaść w upokarzającą nędzę. Lecz Jezus wzywa do przyjęcia bardziej wymagającej postawy: żebyśmy wewnętrznie otworzyli się na dar, którego nie mamy w sobie, i odkryli w głębi samych siebie duszę ubogiego, który, doceniając wartość spraw materialnych, wie, że trzeba je szanować jako własność samego Boga; tak się nimi posługiwać, aby przez nie przeświecało Boże błogosławieństwo. Stąd też Bóg nie będzie nas pytał, czy mamy dom, ale ilu ludziom daliśmy schronienie; nie będzie wypytywał o zajmowane stanowiska, ale o to, czy potrafiliśmy wspomagać innych ludzi, czy byliśmy wrażliwi na ich troski i bolączki; wreszcie, nie zapyta, czy byliśmy osobami szczęśliwymi, lecz czy umieliśmy innych uszczęśliwiać swoim sposobem życia. Każdy z nas ma zatem szansę zbawienia, o ile żyje miłością czynną, wpisaną w życie samego Jezusa.
Niezasłużone dary
Fundamentem ludzkich decyzji jest wolność. Przypomina o tym Jezusowa przypowieść o robotnikach w winnicy. Jej spontaniczna lektura przyprawia o głęboką irytację. Bo jakżeż to! Jesteśmy przyzwyczajeni, odwołując się do zdrowego rozsądku, że za porządnie wykonywaną pracę należy się sprawiedliwa płaca. Potocznie przecież mówimy: „jaka praca, taka płaca”.Niektórzy interpretatorzy wręcz sugerują, że mało która przypowieść tak bardzo jak ta wydaje się zaprzeczać podstawowemu porządkowi zorganizowanego społeczeństwa. Skoro ktoś z nas dobrze pracuje, spełnia dobre uczynki, to powinien oczekiwać od Boga sowitej, w pełni zasłużonej nagrody. Powinna wszak obowiązywać w relacjach włodarza i pracownika naturalna logika i norma, poszanowanie godzin ludzkiego wysiłku.
Myślenie, jakie zaprezentowali robotnicy z pierwszej godziny, jest konsekwencją niewłaściwych wyobrażeń o Bogu. On bowiem działa w sposób suwerenny, pozbawiony kalkulacji. Chce, żeby wszyscy mogli się znaleźć w kręgu promieniowania Jego łaski. Nikogo nie stygmatyzuje ani z góry nie skazuje na gorsze traktowanie, bez względu na jakieś ewentualne „zasługi moralne”. Życzliwości Bożej mogą zatem dostąpić dosłownie wszyscy. Jesteśmy przed Nim niejako równi. Czy to oznacza, że w królestwie niebieskim nie ma i nie będzie żadnej demokracji, stopniowalności zasług, żadnych podziałów? Nie jestem tego pewien, ale z ufnością przyjmuję, że Bóg zsyła niezasłużone dary wszystkim ludziom, kocha ich Boską miłością i pragnie, żeby osiągnęli szczęście nieba. Boski plan zbawienia jest zatem „katolicki”, powszechny, nikogo nie wyklucza.
Nieskończona dobroć i Boże miłosierdzie wysuwają się na pierwszy plan w relacji Bóg – człowiek. Tej Bożej dobroci nie powinniśmy zazdrościć innym ludziom, ale raczej ją doceniać i cieszyć się nią. Przypowieść o robotnikach w winnicy to przede wszystkim przypowieść o łasce Bożej, której mogą dostąpić wszyscy ludzie, oraz o nieskończonej dobroci Boga, by ludzie nie zazdrościli innym tej dobroci, ale ją docenili i cieszyli się nią.