Niemalże każda strona Ewangelii zachęca nas do hojnego otwierania się na innych, dzielenia się radością zbawienia.
Brytyjscy naukowcy znaleźli nowe dowody na zaraźliwą moc śmiechu: nasz mózg jest szczególnie towarzyski, ponieważ wywołuje uśmiech w odpowiedzi na pierwszy śmiech, który dostrzega. Wcześniejsze badania wykazały, że kiedy patrzymy na uśmiechniętą twarz, aktywowana jest grupa komórek nerwowych zwanych neuronami lustrzanymi, które powodują, że się uśmiechamy. Zjawisko to jest widoczne u niemowląt, które uśmiechają się do tych, którzy się do nich uśmiechają.
W nowym badaniu zastąpiono bodziec wzrokowy bodźcem słuchowym. Naukowcy wybrali wokalizacje, które odpowiadały pozytywnym (radość i triumf) i negatywnym (strach i obrzydzenie) emocjom i za pomocą badań funkcjonalnego rezonansu magnetycznego monitorowali reakcję mózgu w grupie ochotników. Neurony lustrzane były aktywowane w odpowiedzi na wszystkie dźwięki, przygotowując mięśnie twarzy do działania. Jednak reakcja była bardziej intensywna w przypadku śmiechu i głosów triumfu. A więc pozytywne emocje są bardziej zaraźliwe niż negatywne.
Według badaczy fakt, że pozytywne emocje aktywują system neuronów lustrzanych w większym stopniu niż emocje negatywne, pozwala zrozumieć, w jaki sposób pozytywne emocje promują spójność społeczną. Wyłania się wniosek: mamy mózg społeczny, który zapewnia nam biologiczne podstawy zdolne do sprzyjania interakcji i empatii, zjawiskom fundamentalnym dla życia w społeczeństwie. Ale mamy też wrodzoną skłonność do łączenia się z pozytywnymi emocjami.
Niemalże każda strona Ewangelii zachęca nas do hojnego otwierania się na innych, dzielenia się radością zbawienia. Na przykład wezwanie Jezusa „Bądźcie wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec niebieski” można połączyć z wcześniejszym zdaniem: „i jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią?” (Mt 6, 47). Jezus przecież nie przestał się witać z nikim, nawet z Judaszem w Ogrodzie Oliwnym.
Jesteśmy powołani do budowania więzi społecznych w świecie, który pomimo retoryki otwartości staje się coraz bardziej indywidualistyczny. Zarażać uśmiechem, gdy jest dużo znużonych twarzy; na opuszczone spojrzenia i uszy zajęte słuchawkami, bez względu na to, co się wydarzyło, mówić: dzień dobry. Takie pozdrowienie może stać się pierwszym krokiem, aby zapłonął ogień Chrystusa w nowych sercach. Jeśli myślimy, że idziemy pod prąd, pamiętajmy, że w ten sposób „staniemy się synami Ojca, który jest w niebie” (por. Mt 6, 45).