28 marca
czwartek
Anieli, Sykstusa, Jana
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Nadzieja poza grób

Ocena: 4
14075
Ludzie przyzwyczaili się mówić o „święcie zmarłych”, kiedy mają na myśli pierwsze dwa dni listopada. Przyznam, że ten skrót językowy nie razi mnie tak bardzo, choć oczywiście warto przypominać, iż w liturgii Kościoła nie ma żadnego kultu śmierci - pisze ks. Dariusz Kowalczyk SJ.
Obchodzimy 1 listopada uroczystość Wszystkich Świętych, a 2 listopada wspominamy wszystkich wiernych zmarłych, którzy jednak – jak wierzymy – żyją w innej rzeczywistości. Formowanie się tych dni w liturgii Kościoła to długa historia. Zauważmy jedynie, że początki Dnia Wszystkich Świętych na Zachodzie sięgają m.in. papieża Bonifacego IV, który w 609 (lub 610) roku poświęcił dawny Panteon w Rzymie jako kościół ku czci Dziewicy Maryi i wszystkich Męczenników. Odtąd, w każdą rocznicę tego aktu, czyli 13 maja, do Wiecznego Miasta przybywali pielgrzymi, by oddać cześć męczennikom. Papież Grzegorz III w 731 roku przeniósł tę uroczystość na 1 listopada, najprawdopodobniej z tego względu, że w maju brakowało w Rzymie żywności, a jesienią spichlerze były pełne. W roku 837 papież Grzegorz IV rozszerzył formułę uroczystości 1 listopada z męczenników na wszystkich świętych, a ponadto nakłonił cesarza Ludwi- ka Pobożnego, aby święto obchodzono w całym cesarstwie.

Jeśli zaś chodzi o wspomnienie wiernych zmarłych, to można powiedzieć, że jest ono wynikiem długiego procesu nadawania chrześcijańskiego sensu różnym pogańskim świętom i tradycjom związanym ze zmarłymi. Przyjmuje się, że właściwy początek dnia zadusznego przypada na rok 998, kiedy to Opat Odilon z opactwa Cluny zarządził, aby wszystkie podległe mu klasztory obchodziły 2 listopada wspomnienie zmarłych. Potem zwyczaj ten rozpowszechnił się na całą Europę, ale do Rzymu dotarł dopiero w wieku XIII. Dziś uroczystość Wszystkich Świętych i wspomnienie wiernych zmarłych obchodzimy w Kościele na całym świecie, ale – bez pomniejszania tradycji innych Kościołów lokalnych – można powiedzieć, że w Polsce ma ono szczególny charakter.


DROGA, ALE DOKĄD?


Atmosfera początku listopada skłania do snucia refleksji o celu życia człowieka. Jedną z metafor próbujących ująć istotę ludzkiego losu jest obraz drogi. Człowiek jest wędrowcem, pielgrzymem, znajduje się na jakiejś drodze. Skąd? Dokąd? Z jakiej przyczyny? W jakim celu? – te pytania towarzyszą istocie myślącej, jaką jest człowiek. Zadając je, z jednej strony doświadczamy zagrożenia nicością i bezsensem, a z drugiej odnajdujemy w sobie dynamizm zmierzający ku życiu i miłości, ku spełnieniu. Czy ostatnia brama, jaką przechodzimy, to brama cmentarna, czy też śmierć jest bramą do życia wiecznego? Odpowiedzi na pytanie o początek i koniec drogi, którą idziemy, zależą od kształtu naszej nadziei. Oddawanie czci świętym i wspominanie zmarłych kształtują naszą nadzieję, a zarazem są jej świadectwem.

Nasze bycie w drodze składa się z różnych etapów mierzonych wiekiem, życiowymi wyborami czy tzw. przypadkami losowymi. Na co dzień zadajemy sobie pytania i rozwiązujemy problemy dotyczące tylko fragmentów naszej życiowej drogi. Mamy nadzieję na pomyślny egzamin, udane wakacje, dobre spotkanie... To są nadzieje ważne i piękne, z nich składa się życie. Jednak prędzej lub później dociera do nas konieczność postawienia sobie pytania nie o jakąś cząstkową nadzieję, ale o nadzieję, która dotyczy całej drogi, całego życia. Benedykt XVI w swej encyklice o nadziei Spe salvi stwierdza: „Człowiek ma różnorakie nadzieje, małe i większe – różne w różnych okresach życia. Czasami może się wydawać, że spełnienie jednej z tych nadziei zadowoli go całkowicie i że nie będzie potrzebował innych nadziei. W młodości może to być nadzieja na wielką i zaspokajającą miłość; nadzieja na zdobycie pozycji, odniesienie takiego czy innego sukcesu określającego przyszłe życie. Kiedy jednak te nadzieje spełniają się, okazuje się z całą wyrazistością, że w rzeczywistości to nie było wszystko. Staje się ewidentne, że człowiek potrzebuje innej nadziei, która idzie dalej” (nr 30). Tej innej, wielkiej nadziei nie sposób sobie wymyślić. Ona zostaje nam dana – objawiona – albo jej po prostu nie mamy. Nieskończoną odległość między Bogiem a człowiekiem może pokonać, a tym samym dać skończonej istocie nieskończoną nadzieję, jedynie sam Bóg. Chrześcijanin to ktoś, kto wierzy, że Bóg przemówił do nas najpełniej w Jezusie Chrystusie i że Jezus jest ostatecznym Słowem dającym nadzieję.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:
- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 29 marca

Wielki Piątek
Dla nas Chrystus stał się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej.
Dlatego Bóg wywyższył Go nad wszystko i darował Mu imię ponad wszelkie imię.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 18, 1 – 19, 42
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter