Tymczasem od Jezusa słyszymy nieugięte przesłanie: „Ja jestem drogą, prawdą i życiem”. A do Niego mamy przecież dostęp, spotykamy się z Nim w Eucharystii, w sakramentach świętych, w modlitwie, wspomagani łaską, o ile unosi nas płomień wiary. Prawda i życie Jezusa nakładają się na siebie, ujawniając fundamentalny przekaz o najwyższej miłości, wyrażającej się poprzez oddanie życia za wszystkich ludzi. Powinniśmy przeto odpowiadać miłością na obecność Jezusa. W ten sposób będziemy rzeczywiście przygotowani na wielkie świąteczne przeżycia.
ODKRYWANIE BOGA NA NOWO
Ludzie wierzący oczekują Bożego Narodzenia z drżeniem serca i nieukrywaną radością. W tym roku radość ta nie jest łatwa. Wymaga silniejszej niż dawniej wiary i zaufania. Nie mam na myśli tego, że zabrakło warunków do duchowego uniesienia, że z trudem uczestniczymy w obietnicy Bożej, która spełnia się w dowolnej indywidualnej historii. Chodzi najbardziej o to, że opanowała nas apatia i powoli zapominamy, że nic, co ludzkie, nie jest i nie może być obce samemu Bogu. To On wędruje z nami i zbawia w mrocznych ziemskich dziejach.
Właśnie dlatego powinniśmy odkrywać Boga na nowo, uczyć się od początku wiary w dosłowność obietnicy, że oto Mesjasz faktycznie przychodzi, dokonując radykalnej zmiany perspektywy. Wcielony Bóg stał się Emmanuelem. Dotyka nas w konkretności prywatnej egzystencji, wrażliwości i podatności na zranienia. Naszym zadaniem jest uświadamianie sobie i nazywanie owych miejsc dotyku Boga. Różne są to miejsca i różnie nazywane. Boża obecność jest gwarantem wskazanej różnolitości.
Kiedy anioł odszedł od Maryi, Ona nie została sama. Został z nią Bóg, który zamieszkał w Niej. Niebawem po narodzeniu Maryja, Józef i Jezus gotowi są do podjęcia tułaczki. Ta brutalna konfrontacja Wcielonego Boga z realiami świata nie była zgodą na dziejącą się niesprawiedliwość. To raczej wyraz gotowości na przyjęcie nieznanego i nieoczekiwanego, jak też gest solidarności z wypędzanymi, nękanymi i prześladowanymi. Wciąż ich bowiem nie brakuje, i to nie tylko z powodu coraz bardziej wyrafinowanych form międzynarodowych konfliktów, ale również dzięki rosnącej bezduszności i nietolerancji środowiskowej, nierzadko w imię szczytnych ideałów.
Z tak ukształtowanymi sercami powinniśmy zasiąść do wigilijnej wieczerzy. Choćbyśmy nie mogli być wszyscy razem, choćby rozdzieliła nas siła epidemii – nie zamartwiajmy się. Zachariasz, ojciec Jana Chrzciciela, wyśpiewał radosne uwielbienie. Miał ku temu powody. Ale i my je mamy. Boga z naszego życia i ze społeczeństwa, które współtworzymy, nic ani nikt nie zgoła wykorzenić. Boga można znieważyć, wyrzucić z osobistej świadomości, wyszydzić. Ale nie można Go zabić w żywym, wierzącym sercu. Choćby się chrześcijan zamknęło w odosobnionym getcie, pozamykało świątynie i zmusiło do milczenia. Pieśń adoracji za dary płynące z nieba nigdy nie przestanie rozbrzmiewać. A biały opłatek zawsze będzie łączył i gromadził wokół siebie tych, którzy otwarci są na Bożą życzliwość. Ufam, że i tego roku nic się w tej sprawie nie zmieni.