"Wiele razy byłem przekonany, że rozstałem się na zawsze z moją pychą. Odmówiłem nad jej grobem «wieczny odpoczynek». A potem ze zdziwieniem doświadczałem, że jest wciąż żywa i pełna sił" – pisał Albino Luciani, później papież Jan Paweł I.
Pycha ma niesamowity potencjał adaptacyjny, niezliczone odmiany i mutacje, nie brak jej również zdolności kamuflażu. Gdyby się nie ukrywała i okazała swe odrażające diabelskie oblicze, ze wstrętem byśmy ją odrzucili.
Potrafi też ukrywać się za parawanem szlachetności i zatruwać wszystko od środka. Potem, już umocniona, ujawnia się w najbardziej prymitywnych wydaniach, które są typowymi oznakami braku dojrzałości: chorobliwa nadwrażliwość na własnym punkcie, stałe mówienie o sobie, bufońska próżność, infantylne samochwalstwo na każdym kroku, śmieszna nadętość, absurdalna fanfaronada, naiwna megalomania, gwiazdorstwo… A to wszystko może iść razem z załamaniem, gdy się odkrywa własną słabość i dla pozoru mówi się o sobie źle, aby inni to zanegowali…
Wersja „profeserska” stroi się w mądrość i erudycję oraz intelektualny rygoryzm, kontrolujący najmniejsze odchylenia. Innym razem czai się za gorliwością, aby pozornie wprowadzać sprawiedliwość lub bronić prawdy, gdy w rzeczywistości szuka odwetu. Potrafi z góry patrzeć na innych, przybierając szaty ortodoksji. Pycha dobrze się rozwija za belferskim korygowaniem wszystkiego i wszystkich, które dorzuca zawsze własne trzy grosze. Nie męczy się kontrolowaniem innych i perfekcjonizmem nie do zniesienia. Lubi też gorliwość zabiegania o prawdę, którą de facto posługuje się dla karmienia własnego ego.
Lekarze wiedzą, że nie ma człowieka całkowicie zdrowego. Święci dobrze wiedzieli o tym, że nie ma również człowieka, któremu udało się całkowicie wyciąć ze swej duszy pychę. A jednak jest w naszych rękach możliwość tępienia wszystkich jej przejawów, gdy tylko sobie je uświadomimy. Jezus daje nam swą łaskę na tym polu walki, bo szczególnie ceni naśladowanie Go w pokorze.
Prócz modlitwy skutecznym środkiem na postępowanie w pokorze jest otwartość na bliźniego. By szczerze akceptować odmienność innych ludzi, potrzeba stałej walki o tę cnotę. Bliskie i szczere obcowanie z innymi ściera przejawy pychy. Uczy nas słuchać ich uwag. Wtedy też stajemy się zdolni do upominania innych, z miłością i bez upokarzania. I doświadczamy tego, czego uczyła Teresa Wielka: „Pan kocha pokornych, bo pokora jest prawdą. A On jest samą Prawdą”.
ks. Stefan Moszoro-Dąbrowski |