24 kwietnia
środa
Horacego, Feliksa, Grzegorza
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Nigdy nie byłem ateistą

Ocena: 4.33618
13810

Po drodze związał się Pan także z lożą masońską. To też w ramach szukania Boga?

Po części tak. Moje narastające tęsknoty metafizyczne poszukiwały konkretyzacji. Nie tylko w moim wyobrażeniu masoneria wiązała się z docieraniem do tajemnicy świata, miała być stowarzyszeniem temu poświęconym. Zresztą jak to w masonerii, to ona przyszła do mnie a nie ja do niej. A ludzi, którzy zwrócili się do mnie w tej sprawie ceniłem i szanowałem. Zresztą klasyczna masoneria uznaje istnienie Boga, Wielkiego Architekta i tym różni się np. od Wielkiego Wschodu, który go nie uwzględnia. Dlatego Wielki Wschód nie jest uznawany za prawdziwe wolnomularstwo przez klasycznych masonów „szkockich i uznanych”. Z czasem ezoteryczny wymiar wolnomularstwa odsłonił mi swoją mniej pozytywną stronę i doprowadził między innymi do mojego wycofania się z tego przedsięwzięcia. Inna sprawa, że wizja masonerii jako demonicznej sekty, która wprawia świat w ruch jest nieporozumieniem, choćby dlatego, że można spotkać masonów po obu stronach głównych sporów współczesnego świata.

Dlaczego postawił Pan na chrześcijaństwo?

Przede wszystkim Europa, a to mój świat, jest dojmująco chrześcijańska. W każdym wymiarze wyrasta z chrześcijaństwa. Gdyby nie to – byłaby niewyobrażalnie inna; nie byłaby tym, czym jest. Druga sprawa – kiedy poznawałem także inne religie zawsze narzucała mi się przewaga chrześcijańskiego uniwersalizmu. Obserwowałem zwłaszcza jego dość ostrą konfrontację z islamem. Nie znaczy to, że w islamie nie ma wspaniałych ludzi potrafiących pięknie swoją religię przeżywać, ale islam jako religia jest monistycznym systemem, głównie – podobnie do judaizmu – systemem prawnym. I ten, to dopiero naprawdę odbiera człowiekowi wolność! Jest przede wszystkim w miarę szczelnym, ziemskim ładem.

Wracając do swojego osobistego doświadczenia – zastanawiam się, czy tak naprawdę kiedykolwiek byłem ateistą. Zawsze świat wydawał mi się czymś, co człowieka nieskończenie przerasta, wymyka się prostej interpretacji, wykracza poza pojmowalną rzeczywistość. Świadomość tej nieogarnionej głębi świata już jest przeżyciem religijnym.

Zacząłem poważnie myśleć: a może zostać świadomie katolikiem? Tyle, że sama ta myśl wydawała mi się absurdalna. Jak można wiarę wybrać? – zastanawiałem się. Wydawało mi się to czymś niezwykle sztucznym, nieautentycznym – a kult owego autentyzmu ciążył jeszcze na mnie. Czekałem, aż spłynie na mnie w sposób nadprzyrodzony łaska wiary. A to nie następowało.

Mówię to wszystko w ogromnym uproszczeniu, ale w takim stanie ducha tkwiłem bardzo długo. Pamiętam, że jeszcze w połowie lat 90. XX wieku, przy jakiejś okazji napisałem tekst, a w nim, że przy całej mojej akceptacji i ogromnym szacunku do chrześcijaństwa, przy uznaniu jego roli, nie mogę od tak, w sposób wyrozumowany postanowić zostać katolikiem i nim się stać.

Jak więc Pan doszedł do świadomego „zostania katolikiem”?

Kiedy się trochę zestarzałem, zrozumiałem, że ustawiłem się w bardzo wygodnej pozycji kogoś oczekującego biernie na łaskę. Że przyjdzie do mnie Bóg i powie: „dobra, to Ja cię teraz oświecę i będziesz wszystko wiedział, co i jak”. I nie potrzeba z mojej strony żadnego wysiłku, żadnej pracy. Tymczasem jeśli religia, kontakt z rzeczywistością najgłębszą jest sprawą najważniejszą, absolutnie fundamentalną, a tak to musi odczuwać każdy wierzący, to z jego strony potrzebna jest nieustająca decyzja, wysiłek i praca. Im bardziej coś jest wartościowe, tym więcej potrzeba na to pracować. Tak jest z wszystkimi istotnymi sprawami, na przykład z miłością. Namiętność nie wymaga wysiłku, pracy nad sobą, przełamywania się, wyzbywania pychy, ale miłość – już tak. I to ogromnego wysiłku. Dlatego namiętność tak prędko obumiera, mija, a prawdziwa miłość trwa. Jeśli więc tak jest w naszych relacjach międzyludzkich, to dlaczego tak ma nie być z Bogiem? Mam czekać, aż Bóg za mnie wszystko załatwi?

Uznałem, że skoro wiara w Boga wymaga ode mnie pracy, działań w tym kierunku, to zacznę działać. A przez to właśnie stanę się katolikiem. Jak we wszystkich sprawach nie mogę nie odnotować zasadniczego wpływu innych ludzi, w tym wypadku wierzących. Ich przykład, nie zawsze wyrażana wprost, ale tym bardziej wartościowa zachęta miały dla mnie ogromne, być może decydujące znaczenie. Przy tej okazji mógłbym wymienić wielu, ale nie mogę pominąć przyjaciół: Angeliki i Grzegorza Górnych.

Poza tym coraz intensywniej zaczynałem nie tylko rozumieć, ale i odczuwać ład świata, który odsyłał poza, w transcendentny wymiar. Zaczynałem pojmować, że bez tego porządku nie byłaby możliwa ludzka cywilizacja i wszelkie jej przejawy na przykład nauka. Jako naiwne – wbrew uroszczeniom współczesnych – zaczynały się jawić mi wszelkie wyłącznie mechanistyczne czy biologiczne, które mają teleologiczny (celowościowy) charakter, interpretacje świata. A poza tym osobiście dostrzegać zaczynałem specyficzny porządek mojej własnej egzystencji, która wydawała się zmierzać w określonym kierunku, chociaż nie było to dla mnie bezproblemowe i bezkonfliktowe. Zaczynałem odczuwać coś, co tradycyjnie określa się jako czuwanie Boskiej Opatrzności.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Katolik, mąż, absolwent polonistyki UW, dziennikarz i publicysta, współtwórca "Idziemy" związany z tygodnikiem w latach 2005-2022. Były red. naczelny portalu idziemy.pl. radekmolenda7@gmail.com

 

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 24 kwietnia

Środa, IV Tydzień wielkanocny
Ja jestem światłością świata,
kto idzie za Mną, będzie miał światło życia.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 12, 44-50
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)
+ Nowenna do MB Królowej Polski 24 kwietnia - 2 maja

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter