Normalność można ubrać w bardziej łagodne słowo: dojrzałość. Chrześcijaństwo było w stanie przyjąć szlachetne wartości, które odnalazło w różnych kulturach. Świat klasyczny, tak mądrze schrystianizowany przez Ojców Kościoła, wstawił w sam środek dojrzałości ludzkiej mądrość i roztropność. Dziś mówi się o trzech polach dojrzałości: intelektualnej, emocjonalnej i społecznej.
Cechą charakterystyczną dojrzałości intelektualnej jest trafny osąd siebie samego, co oznacza, że człowiek myśli o sobie mniej więcej to samo, co inni o nim myślą. Do tego potrzebna jest szczerość wobec siebie samego. Mieć jasne cele, ale z otwartością horyzontów; harmonijny zestaw wartości; klarowne rozpoznanie etyczno-moralne; zdrowy realizm w ocenie własnego i cudzego świata; zdolność refleksji, analizy i syntezy, kreatywność i inicjatywę.
Pośród cech dojrzałości emocjonalnej można wyliczyć odpowiednie reakcje na bodźce: człowiek dojrzały nie pozwala, by trudności całkowicie wytrącały go z równowagi; nie popada w nieopanowaną euforię wobec sukcesów; posiada zdolność panowania nad sobą, umiejętność kochania i dawania siebie. Ma pewność w zobowiązaniach i decyzjach, zachowuje pokój wobec wyzwań, ma w sobie radość, optymizm, sympatię wobec innych i dobry humor.
Wreszcie, dojrzałość społeczną można określić jako szczerą miłość do innych, poszanowanie ich praw, troskę, by ulżyć im w potrzebach i cierpieniach; zrozumienie odmiennej opinii, zróżnicowania społecznego i kulturowego; zdolność krytycznego podejścia do panującej kultury lub mody; naturalność w zachowaniu i zdolność współpracy z innymi.
Punktem odniesienia jest Jezus Chrystus, bo On, Odkupiciel „objawia człowiekowi samego człowieka” (św. Jan Paweł II). Dlatego dziwne jest, gdy chrześcijanin nie stara się realizować tego, co sama ta nazwa wskazuje – gdy z biegiem lat nie dojrzewa, upodabniając się coraz bardziej do Mistrza. Łaska leczy naszą upadłą naturę, ale trzeba z nią współpracować. Inaczej będziemy „bardzo dziwnymi chrześcijanami”.
ks. Stefan Moszoro-Dąbrowski |