Ewangelia dzisiejszej niedzieli przypomina, że całe nasze życie jest ważnym oczekiwaniem na wyjątkowego Gościa. Więcej – nie wiadomo dokładnie, kiedy odwiedziny rzeczywiście będą miały miejsce. Czy jednak jest tak do końca?
Wielokrotnie złapałem się na tym, że zapowiedź czyjejś wizyty w domu mobilizowała mnie do posprzątania mieszkania. Musiałem znaleźć czas, by potem nie najeść się wstydu i nie straszyć bałaganem. Wcześniej motywacji do porządków nie miałem, choć kurz mnie samemu również wyraźnie przeszkadzał. Niekiedy tylko zdobywałem się na prowizoryczne przetarcie mebli w jednym pokoju tak, by można było w nim na chwilę usiąść.
Podobne zadanie ma wezwanie Jezusa do czuwania. Ma być bodźcem, który skłoni nas do uprzątnięcia w życiu tego, co nie pozwala na przyjęcie Boga. Złe przyzwyczajenia, jakieś grzeszne relacje z ludźmi, może cele, które dalekie są od Bożego zamysłu. Bardzo często rzetelny rachunek sumienia pokazuje olbrzymie pole do pracy nad sobą. Adwentowe postanowienia mogą być dobrym pretekstem, by ze swoimi przywarami podjąć poważną walkę.
Czuwać – znaczy nie zasnąć. A sen w życiu duchowym grozi każdemu. W codziennej monotonii bardzo łatwo zapomnieć o Bogu. Także o tym, że Boże Narodzenie jest faktem. Syn Boży stał się człowiekiem i to już się dokonało. Jest obecny wśród nas, nie dalej jak tydzień temu słyszeliśmy przecież od naszego Króla: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili. Jeśli odpowiemy na zachętę Jezusa, by czuwać każdego dnia, nigdy nie zaskoczy nas ani Paruzją – swoim ostatecznym przyjściem, ani ukrytą obecnością na co dzień.
Rozpoczynający się nowy rok liturgiczny to dobra sposobność, by postawić pytania o własne serce. Czy jest dobrym mieszkaniem dla Boga? Czy jest gotowe nieustannie, by przyjąć Jezusa? A może wysprzątane jest tylko z wierzchu, na pokaz, a w swojej głębi kryje poważny brud?
Jeśli widzimy, że w którymś momencie wpadliśmy w duchowy letarg, Adwent jest najlepszym czasem, by się obudzić.
ks. Karol Skowroński |