Jezus nie boi się dotykać śmierci. Zbliża się do człowieka, który jest nieczysty, i już wtedy zaciąga na siebie wyrok odrzucenia przez sprawiedliwych, pobożnych, skrupulatnie wypełniających reguły Prawa. Jezus podejmuje to ryzyko. Ze względu na życie człowieka dotyka jego śmierci. Pozwala – choć nie musi – by śmierć dotknęła Jego samego. Pozwala przez takie gesty i pozwoli przez gest ostateczny – gdy wyciągnie swoje ręce na krzyżu. Wtedy też zobaczy wszystkich umarłych, oszukanych przez grzech i kłamstwo. Stanie się jasne, że nie został usunięty z ziemi żyjących, ale z ziemi pełnej umarłych. I że to wykluczenie, które bierze na siebie, przyniesie przebaczenie, pojednanie i włączenie we wspólnotę z Bogiem dla wszystkich, którzy się do Niego zbliżą. Jezusowi nie chodzi jednak wyłącznie o uzdrowienia. Czytając Ewangelię, spotykamy ich mnóstwo, ale w oczach Boga bardziej liczy się nawrócenie. To ono pozwala doświadczać na sobie mocy powstawania ze śmierci do życia.
Już niebawem zaczniemy Wielki Post. Zaczynając od popiołu, skończymy na paschalnym ogniu. Ludzka logika podpowiada, że powinno być inaczej. Ale taką drogę przewidział dla nas Pan Bóg w Kościele. „Wszyscy musimy podjąć ową podróż wewnętrzną, której celem jest oderwanie nas od tego wszystkiego – w nas i wokół nas – co jest sprzeczne z prawem Bożym, abyśmy byli w stanie spotkać się w pełni z Chrystusem, wyznając naszą wiarę w Niego i otrzymując obfitość Jego miłosierdzia” – pisał św. Jan Paweł II przed pielgrzymką do Ziemi Świętej w Roku Jubileuszowym. To czas formacji serca. Czas poszukiwania sposobu, by odcisnęło się na nim Oblicze Chrystusa. Prawdziwe, umęczone i zmartwychwstałe – odbite na naszym prawdziwym, a nie pozorowanym życiu. Przez popiół do ognia Paschy. Ze śmierci do życia. Z wykluczenia do prawdziwej wspólnoty. Z buntu aż po wdzięczność. Taką drogą może nas poprowadzić tylko Chrystus.
ks. Krystian Chmielewski |