29 marca
piątek
Wiktoryna, Helmuta, Eustachego
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Ofiara i łaska

Ocena: 3.33333
3024

– Wszystko, co możemy powiedzieć o Marcie Robin, związane jest z łaskami, które dawał jej Pan Bóg – mówi o. Wojciech Surówka OP.

fot. arch. o. Wojciecha Surówki

Z o. Wojciechem Surówką OP, teologiem, dyrektorem Instytutu Nauk Religijnych św. Tomasza z Akwinu w Kijowie, rozmawia Radek Molenda

 

Na polski rynek trafił właśnie „Portret Marty Robin” Jeana Guittona. Bohaterka nie jest w Polsce dość znana. Kim była?

Mówiąc najprościej: była kobietą, osobą świecką, człowiekiem i mistyczką. W takiej kolejności. Jeśli zaczęlibyśmy od mistyki – u niektórych jej postać może wzbudzić kontrowersje podobne do tych, jakie budził św. Ojciec Pio i inni mistycy. Jeśli natomiast popatrzymy na nią w zaproponowanej kolejności, odkryjemy, że jej biografia jest bardzo zwykła, bez żadnych fajerwerków. Marta była wieśniaczką bez dobrego wykształcenia, która całe swoje życie spędziła w jednym, nieróżniącym się od innych miejscu. Wszystko, co możemy powiedzieć o Marcie, związane jest z łaskami, które dawał jej Pan Bóg. I to okazuje się najistotniejsze: zwykły człowiek, który – jak się wydaje – nie uczestniczy ani w życiu Kościoła, ani w życiu swojej społeczności, może stanowić serce Kościoła. Nie widzimy jej, ale widzimy owoce jej modlitwy, jej rozmów z ludźmi, owoce jej cierpienia, powierzania się w ciszy Bogu. To jest tajemnica Marty Robin i innych ukrytych mistyków, których mamy także w Polsce, i klucz do zrozumienia jej biografii.

Czasem widzimy, że coś się gdzieś rozwija, nabiera życia, i myślimy, że to np. zasługa świetnie działających duszpasterzy – a to zasługa tych „niewidocznych”. Tak więc, mówiąc o Marcie, nie koncentrowałbym się na „cudownych” aspektach jej historii.

Choć przez większą część życia była całkowicie sparaliżowana, przez 52 lata jedynym jej pożywieniem była Eucharystia, a po poradę i pomoc w rozeznawaniu przychodzili do niej i prości ludzie, i politycy, i biskupi.

Można dodać dar stygmatów, bilokacji, przenikania myśli, proroctwa itp. To wszystko jest związane z danymi jej przez Boga nadprzyrodzonymi łaskami. Ciekawsza jednak wydaje mi się jej „zwykłość”, która po ludzku, np. dla dziennikarza niewierzącego i nieinteresującego się jej nadprzyrodzonym życiem, jest żadnym materiałem na ciekawy artykuł. I to jest wielkie światło dla całej rzeszy ludzi, którzy dziś żyją po cichu, jakby w ukryciu, w warunkach podobnych do tych, w jakich żyła Marta.

Wspomnianym kluczem do zrozumienia, kim była Marta Robin, jest to, co działo się w jej życiu od 1918 r. Miała 16 lat, gdy pojawiły się u niej pierwsze objawy pogłębiającej się choroby. Jej odpowiedzią była decyzja, by swoje cierpienie wykorzystać do głębszego zjednoczenia się z Bogiem przez ofiarowanie życia Bogu za zbawienie innych. W tym samym 1918 r. papież Benedykt XV wzywa chrześcijan do modlitwy o zakończenie I wojny światowej. W tej intencji o. Pio składa swoje życie Bogu w ofierze i wkrótce otrzymuje wizję Chrystusa przebijającego mu bok.

Wydaje mi się, że to właśnie łączy Martę z o. Pio. Oboje równocześnie, w podobny sposób odpowiadają ofiarą z siebie na „samobójstwo Europy”, jak Benedykt XV nazywał wojnę lat 1914-1918. Wszystkie późniejsze nadprzyrodzone łaski, które – i o. Pio, i Marta Robin – otrzymali od Boga, ich doświadczenia i cierpienia były rezultatem tej decyzji. I podobnie, choć ta ofiara u każdego wygląda inaczej, każdy z nas może ofiarować siebie, swoje cierpienia Bogu za innych.

Co Kościół zawdzięcza Marcie Robin?

Przede wszystkim odnowę życia duchowego we Francji, która dotąd promieniuje na inne kraje. Była założycielką Ognisk Miłości. Przyjeżdżali do niej, by rozmawiać o tym, co robić z natchnieniami otrzymanymi od Boga, m.in. brat Efraim, założyciel Wspólnoty Błogosławieństw, czy o. Laurent Fabre, fundator Wspólnoty Chemin Neuf. Jeździł do Marty – zanim rozpoczął swoją działalność – i nasz o. Jan Góra OP. W całej historii Kościoła możemy zauważyć, że inicjatywy ewangelizacyjne, dzieła, które naprawdę zmieniają i rozwijają Kościół, zazwyczaj połączone są z ofiarą jakichś modlących się, ukrytych mistyków, o których w mediach nie usłyszymy. Ich wpływ na rozwój Kościoła jest nie do przeceniania.

Kilka poprzednich książek o Marcie Robin, które ukazały się w Polsce – to były czyste biografie. Tym razem tak nie jest. O Marcie pisze filozof, w dodatku krytyczny wobec Kościoła.

Według mnie to kluczowa sprawa. W poprzednich książkach nie znajdziemy intelektualnej refleksji nad życiem Marty. Jest skupienie się nad niezwykłością jej życia, zachwyt nad nią, jednak bez próby zrozumienia, co tak naprawdę się wydarzyło, dlaczego, jak to wytłumaczyć. Jean Guitton chce zrozumieć jej życie metodą kartezjańską, rozumową, bez nurtu pobożnościowego. Mamy więc przygodę spotkania chrześcijańskiego intelektualisty z tym, co „nadprzyrodzone”. Poza fragmentami, gdy dowiadujemy się o życiu Marty Robin, znajdziemy wiele refleksji autora starającego się uporać ze związanymi z nią „cudownościami”. I to w książce wydaje mi się najciekawsze.

Jean Guitton, „Portret Marty Robin”, Esprit, Kraków 2019

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Katolik, mąż, absolwent polonistyki UW, dziennikarz i publicysta, współtwórca "Idziemy" związany z tygodnikiem w latach 2005-2022. Były red. naczelny portalu idziemy.pl. radekmolenda7@gmail.com

 

- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 29 marca

Wielki Piątek
Dla nas Chrystus stał się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej.
Dlatego Bóg wywyższył Go nad wszystko i darował Mu imię ponad wszelkie imię.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 18, 1 – 19, 42
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter