Ewangelia bez nawrócenia NIE jest Ewangelią. Od samego początku ewangelizacja wymagała dialogu z odbiorcą przesłania. Ten pod wpływem Ewangelii zmieniał się na lepsze. Nie brakowało również i takich, którzy nie rozumieli przekazu i odrzucali go. W dialogu z otoczeniem były też błędne drogi, wypaczenia, herezje. Słowem, światłocienie pielgrzymowania Kościoła w historii. W każdej epoce pojawiała się potrzeba dostosowania języka do panującej kultury, a wraz z nią – pokusa ułatwienia przekazu do tego stopnia, że tracił swą Boską siłę. Wtedy to już nie była Ewangelia, lecz jakaś ludzka nauka. Już św. Paweł przestrzegał przed usunięciem Krzyża z nauki Chrystusa (por. 1 Kor, 1-2) i przemianą Ewangelii w jakąś lekką teorię, niewymagającą zmiany stylu życia.
Jezus Chrystus pozostanie zawsze punktem odniesienia. Jego nauka zapisana na kartach Ewangelii, interpretowana w tradycji Kościoła, staje się żywa i aktualna dla każdego pokolenia dzięki działaniu Ducha Świętego. Kazanie na Górze znajduje się w centrum Jego przepowiadania: „Błogosławieni ubodzy w duchu, ci, którzy się smucą, ci, którzy łakną i pragną sprawiedliwości... Błogosławieni miłosierni, czystego serca... Błogosławieni ci, którzy wprowadzają pokój, ci, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości. Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was” (por. Mt 5, 3-12). Nie są to łatwe słowa. Idą w zupełnie innym kierunku niż panująca kultura dogadzania sobie.
Katechizm określa błogosławieństwa jako „odzwierciedlenie oblicza Jezusa Chrystusa” – Jego ikonę. Równocześnie są one odpowiedzią na naturalne pragnienie szczęścia. Pragnienie to ma Boskie pochodzenie; Bóg wszczepił je w serce człowieka, by przyciągnąć je do siebie, ponieważ tylko On może to pragnienie zaspokoić. Ale to szczęście osiąga się nie poprzez dostosowanie przesłania do własnego widzimisię, lecz poprzez uległe poddanie się Bożym wymaganiom.
ks. Stefan Moszoro-Dąbrowski |