Choć to modlitwa prosta, bo powtarzamy ciągle te same słowa, sprawia jednak trudności. Poradzenie sobie z nimi może wpłynąć na rozwój naszej wiary.
fot. xhzOsoby rozpoczynające przygodę z różańcem pytają, jak skoncentrować się na modlitwie, w której na pierwszy rzut oka nic się nie zmienia. Trudno utrzymać uwagę przez około pół godziny (tyle trwa jedna część wraz ze wstępem i rozważaniami), powtarzając kilkadziesiąt razy to samo.
Jesteśmy zabiegani, a przez to pozbawieni kontaktu ze sobą i nieświadomi siebie. Przyzwyczajamy nasz wewnętrzny świat do bałaganu i chaosu. Zatrzymanie na modlitwie jest wtedy jak wyjście na pustynię. Odbieramy zmysłom dostęp do pokarmu, którym żywią się przez większą część dnia. Głód myśli, wyobrażeń i pragnień, do których się przyzwyczailiśmy, przychodzi w czasie modlitwy w postaci rozproszeń. W dużej mierze mają one charakter naturalny. Pokazują nam, co kryje się w naszym wnętrzu: czym żyjemy i do czego dążymy. Pan Jezus powiedział przecież: „gdzie jest skarb wasz, tam będzie i serce wasze” (Łk 12, 34). Jeśli potraktujemy rozproszenia na modlitwie jako informację o swoim wnętrzu, to będzie to pierwszy, może nieoczywisty owoc modlitwy różańcowej.
WŚRÓD ROZPROSZEŃ I POKUS
Rozproszenia na modlitwie warto przyjmować ze spokojem. Najgorszą reakcją jest wpadanie w panikę. Nadmierne angażowanie się w rozproszenia wyciąga ze skupienia, nawet jeśli są to resztki tego stanu, i wyprowadza na manowce zgubnej walki. Kiedy walczymy z rozproszeniami, odchodzimy od meritum różańca, czyli spotkania z Jezusem przez Maryję. Rozproszenia należy zauważyć, ale nie należy się na nich skupiać. Jeśli są tak uciążliwe, że zagłuszają modlitwę, lepiej na chwilę się zatrzymać, w krótkich słowach oddać je Maryi lub Jezusowi i iść dalej.
Czytaj dalej w e-wydaniu lub wydaniu drukowanym
Idziemy nr 40 (985), 06 października 2024 r.
całość artykułu zostanie opublikowana na stronie po 11 października 2024