Mija dwudziesta rocznica śmierci bp. Jana Chrapka. Rozpoczęte przez niego dzieła wciąż zmieniają życie innych na lepsze.
Przejmował się losem pokrzywdzonych, cierpiących, głodnych. Jako biskup diecezji radomskiej wspierał działalność charytatywną, otwierając stołówki, bank żywności i aptekę dla ubogich. Nieraz sam pomagał gotować w kuchni dla bezdomnych, a później razem z podopiecznymi jadł przy jednym stole – tak samo jak oni – plastikową łyżką z plastikowego talerzyka. W Radomiu założył duszpasterstwo młodzieży i katolicki ośrodek adopcyjny. Organizował Bieszczadzkie Koncerty Muzyki Religijnej oraz badania mammograficzne dla kobiet z najdalszych zakątków diecezji radomskiej.
Wcześniej sprawował urząd przełożonego generalnego zgromadzenia michalitów w latach 1986–1992. Prowadził duszpasterstwo inteligencji w Warszawie. Był redaktorem naczelnym czasopisma „Powściągliwość i Praca”. Przyczynił się do powstania Katolickiej Agencji Informacyjnej. Był odpowiedzialny za media katolickie w Europie Wschodniej. Na jego wykłady na Uniwersytecie Warszawskim przychodziły tłumy studentów. Z papieżem Janem Pawłem II widywał się często, organizował jego pielgrzymki do Polski. Mówił o nim „Ojciec”.
Powtarzał: „Idź tak, aby ślady twoich stóp przetrwały cię”. Choć 18 października mija dwudziesta rocznica tragicznej śmierci bp. Jana Chrapka, pozostawione przez niego ślady przetrwały. Dzięki ośrodkowi adopcyjnemu ponad pół tysiąca dzieci znalazło nowe rodziny, a jadłodajnie codziennie karmią ubogich. Zawsze pragnął przyznawać nagrody dziennikarzom, którzy szerzą pozytywne wiadomości. Niedługo po jego śmierci, w 2002 r., rozpoczęto przyznawanie dwóch nagród jego imienia: nagrody „Ślad” oraz nagrody „Totus medialny”, a Fundacja „Dzieło Nowego Tysiąclecia” wraz z uniwersytetami Warszawskim i Jagiellońskim zapoczątkowała konkurs o indeks jego imienia na wydziały dziennikarskie. Przy radomskiej Caritas został utworzony fundusz jego imienia, udzielający pomocy potrzebującym. Odsłonięto jego pomniki, jego imieniem nazwano most i arboretum, otwarto muzea – w Miejscu Piastowym i jego rodzinnej Skolankowskiej Woli (dawniej Józefin). W jednym z nich stoi jego zegar biurkowy, który zatrzymał się dokładnie w godzinie śmierci.
Jego rodzona siostra, michalitka s. Barbara Chrapek, nieraz po jego śmierci opowiadała studentom dziennikarstwa o starszym bracie. Kiedy jeszcze była małą dziewczynką i wspólnie pasali gęsi, on, nie tracąc czasu, z pasją czytywał na głos książki albo rozmawiał z nią: „Tam za górami jest szeroki, wspaniały świat! Jak będę dorosły, to tam pojadę!”.
Wyjechał już jako piętnastolatek – do niższego seminarium duchownego w Miejscu Piastowym; wakacje spędzał na rekolekcjach. Kiedy wracał na kilka dni do domu, to było to dla całej rodziny, a nawet całej wsi wielkie święto. Godzinami opowiadał wszystkim chętnym o tym szerokim świecie, którego oni nie znali; nikomu nie żałował czasu, odpoczywał tylko podczas krótkiego snu.
Taki też pozostał jako biskup. Poproszony o rozmowę, każdemu poświęcał uwagę. Siostra Barbara wspominała ze śmiechem: – Myślał tylko o wielkich rzeczach, nie dbał o sprawy codzienne. Zakonnice pracujące w kuchni kurii nigdy nie wiedziały, czy obiad będzie o umówionej godzinie, czy będą go musiały kilka razy podgrzewać. Sfrustrowane czekały, a tymczasem on, zaczepiany na korytarzu, nikomu nie odmawiał rozmowy.
Podczas podróży nie dbał o tankowanie benzyny. Kiedyś jego podstarzały samochód zgasł w środku lasu o północy. Biskup zostawił siostrę Barbarę w samochodzie, a sam na piechotę udał się do odległej wsi, aby spróbować od kogoś zakupić choć trochę paliwa.
W Instytucie Dziennikarstwa mówił często do młodych: „Wy jesteście moimi dziećmi!”. Wspierał ich w opisywaniu prawdy, zachowywaniu etyki. Szanował wszystkich ludzi, nikogo nie skreślał za jego wygląd, poglądy, ani nawet za zachowanie. Rozmawiał z tzw. trudną młodzieżą jak z poważnym partnerem.
– Kiedyś w knajpie dosiadł się do nas pewien dziadek w takiej śmiesznej czapce – opowiadał młody bohater filmu dokumentalnego o biskupie „Cudowna sieć” w reżyserii Marty Kukowskiej. – Rozmawiał z nami o życiu i naszych problemach. W pewnym momencie zaczęliśmy kląć, a on jakoś nas od tego odwiódł. Polubiliśmy go, często do nas przychodził. Dopiero później dowiedziałem się, że to biskup.
Śledztwo nad przyczynami tragicznego wypadku zostało utajnione. Wiadomo, że zjechał na lewy pas i zginął w zderzeniu czołowym, spiesząc się z jednej uroczystości na drugą. Rodzeństwo biskupa zastanawiało się, jak ich mama zareaguje na tę tragiczną wiadomość. Odparła spokojnie: „Dziękuję Bogu za te 53 lata jego życia, które mi podarował. Urodził się nagle w siódmym miesiącu ciąży, w domu. Do szpitala były całe mile, we wsi nie było telefonów. Nie miał prawa przeżyć, a jednak Bóg wydłużył to życie o tak wiele lat…”.