Czy solidarność zmierza do miłosierdzia?
Również do tzw. sprawiedliwości legalnej, a więc do solidarności – mimo jej bardzo wysokiego miejsca w hierarchii cnót – odnosi się zasada, iż żadna cnota nie zamyka się w sobie samej, lecz realizowanie sobie właściwego celu domaga się wychodzenia poza siebie, ażeby wzbogacać się dobrem cnót sobie bliskich. Wydaje się, że tą cnotą, na którą w sposób konieczny otwiera się solidarność, ażeby zachować swoją tożsamość, jest miłosierdzie.
Najpierw słowo przypomnienia, czym jest miłosierdzie. Ujmując ogólnie, miłosierdzie – powiada św. Augustyn, a za nim św. Tomasz – „jest to współczucie drugiemu w jego biedzie, przymuszające nas, na ile to możliwe, do przyjścia z pomocą” .
Już filozofowie przedchrześcijańscy, chociaż w ich katalogach cnót nie znajdziemy cnoty miłosierdzia, wiedzieli o tym, że sprawiedliwości nie da się zamknąć w niej samej i że powinna być ona dopełniona tym, co dzisiaj nazwalibyśmy prawidłowym zmysłem moralnym albo nawet miłosierdziem. Dość przypomnieć starożytne adagium, że Summum ius saepe est summa iniuria: Zbyt ścisła sprawiedliwość (w sensie: sprawiedliwość doktrynerska, nie zauważająca żywych ludzi) bywa najwyższą niesprawiedliwością. Prawdę tę jeszcze zgrabniej wyraża nasze polskie przysłowie: Sprawiedliwość surowa – krzywda gotowa. To dlatego w różnych tradycjach prawnych dopuszczano prawo łaski, a sędziom przyznawano prawo stosowania epikei, czyli prawo do wydawania wyroków niezgodnych z literą prawa, jeżeli wymaga tego sprawiedliwość.
Na krzyżu Syn Boży okazał nam
największe swoje miłosierdzie.
Akt najwyższej solidarności okazał się
aktem najgłębszego miłosierdzia
Ponieważ zastanawiamy się nad relacją między solidarnością i miłosierdziem, nigdy dość podkreślania, że pytanie to powinno się stawiać na gruncie antropologii zgodnej z prawdą o człowieku. Otóż prawda o człowieku jest taka, że stworzył nas Bóg, który jest Miłością. Stworzył On nas jako zdolnych do miłości, ale również jako potrzebujących miłości. A zatem – ponieważ jesteśmy powołani do życia przez Tego, który jest Miłością – każdy człowiek potrzebuje wspólnoty (zazwyczaj nawet różnych wspólnot) jako niezbędnego środowiska miłości. Co więcej, postawa miłości wobec innych jest ostatecznym sposobem realizowania się przez każdego z nas, realizowania sensu własnego życia.
Niestety, prawdą jest również to, że człowieczeństwo nas wszystkich jest w takim lub innym stopniu wypaczone przez grzech. Toteż realizowana przez nas miłość nieraz polega na podawaniu ręki potrzebującym, a również my sami nieraz w takiej właśnie postaci (tzn. w postaci miłosierdzia) miłości potrzebujemy. Tak czy owak, miłosierdzie wydaje się szczególnie uprzywilejowanym sposobem okazywania solidarności.
To wzajemne przenikanie się solidarności i miłosierdzia w praktyce przejawia się różnorodnie i nieraz już było opisywane, a z pewnością zasługuje na bardziej jeszcze wnikliwe badania. Jednak ten jeden jedyny raz, kiedy solidarność i miłosierdzie utożsamiły się ze sobą w pełni i do końca, jest niedostępny obserwacji empirycznej i można go badać jedynie w wierze. Mówię, rzecz jasna, o tej doskonałej tożsamości, którą solidarność i miłosierdzie osiągnęły w Panu naszym Jezusie Chrystusie.
Powiedzmy krótko: To mało byłoby powiedzieć, że w Jezusie Chrystusie postawa solidarności objawiła się w sposób krystaliczny i najpełniej. Jezus jest jedynym człowiekiem, który swoje człowieczeństwo przyjął dobrowolnie, co więcej, przyjął je w naszej upokorzonej przez grzech ludzkiej naturze. „Ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi” (Flp 2,6). Raczył się upodobnić do nas we wszystkim oprócz grzechu. Wszedł w nasz ludzki świat, w którym jest tyle biedy i cierpienia, tyle nienawiści i egoizmu, tyle bezsensu i pustki. To bezwarunkowe podjęcie solidarności z nami grzesznymi doprowadziło Go aż na Kalwarię i tam osiągnęło swój szczyt. W ten sposób – jak to trafnie określił ostatni sobór (DA 8) – Jezus Chrystus „jakąś nadprzyrodzoną solidarnością związał ze sobą całą ludzkość w rodzinę”.
Ale właśnie tam, na krzyżu, Syn Boży okazał nam największe swoje miłosierdzie. Akt najwyższej solidarności okazał się aktem najgłębszego miłosierdzia.