29 marca
piątek
Wiktoryna, Helmuta, Eustachego
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Świadectwo ks. Michała Olszewskiego. Jezus żyje!

Ocena: 4.82
7786

Dzień po egzaminach wraz z moim młodszym bratem jechaliśmy do Pucka na zgrupowanie sportowe. W przedziale pociągu, którym podróżowaliśmy, siedziało oprócz nas jeszcze trzech panów w podobnym wieku, którzy dla nas – obytych w środowisku wspólnot kościelnych – od razu wydali się podejrzani. Nad głową jednego z nich na półce położony był brewiarz. Inny miał na szyi zawieszony krzyż, który kiedyś już spotkałem. Ten charakterystyczny krzyż, z równymi ramionami i pustym sercem. Po chwili zapytałem: „Czy panowie są...” Nie dokończyłem, gdy jeden z nich mi przerwał i odpowiedział: „Tak, jesteśmy księżmi”. Zapytałem, czy przypadkiem nie są z tego zgromadzenia co ks. Kazimierz, którego spotkałem kilka miesięcy temu. Odpowiedzieli, że tak i po kilku godzinach mile spędzonego czasu wręczyli nam ulotki powołaniowe i zaprosili do Warszawy, gdzie mieszkali. Bardzo szybko moje ulotki oddałem bratu, twierdząc, że jemu bardziej się przydadzą, a odwiedzić księży w Warszawie – choć miałem szczere chęci – nigdy mi się nie udało. Spotkaliśmy się dopiero w dniu mojego przyjęcia do zgromadzenia.

Przez całe wakacje wracała w moim sercu myśl i to Boże ukłucie, którego doświadczałem kilka razy podczas mojego dorastania, a które nie pozwalało mi ot tak przejść nad tym wszystkim, co duchowe. Jezus nie odpuszczał i kołatał w moje serce z całych sił. Z drugiej zaś strony pozostawiał mi przestrzeń wolności i mówił: „Jeśli chcesz...” Nic mnie jednak nie złamało i rozpocząłem studia w stolicy. Te trzy miesiące pod względem duchowym były horrorem. Nie mogłem się uwolnić od tego ciągłego, cichego i spokojnego „pójdź za Mną”. Wszędzie słyszałem te słowa Jezusa. Gdy budziłem się rano, gdy jechałem samochodem, gdy stałem w korkach ulicznych, gdy siedziałem na uczelni, gdy spotykałem się ze znajomymi, gdy chodziłem do kościoła. W pewnym momencie, chcąc się uwolnić od tego głosu sumienia, przestałem się modlić. I wtedy tak bardzo mnie irytowało, a z drugiej strony było potężnym świadectwem, gdy widziałem wieczorami mojego Tatę na kolanach. Chciałem wtedy uciec z mieszkania, by na to nie patrzeć, by nie myśleć, nie słuchać... Gdy w jedną z niedziel uczestniczyłem w Eucharystii w kościele na placu Wilsona, gdzie pracował, męczeńsko zakończył życie i został pochowany bł. ks. Jerzy Popiełuszko, usłyszałem w sercu wyraźne słowa, że mam być z drugiej strony ołtarza. Tego było za wiele. Wybiegłem z kościoła i obiecałem sobie, że już nie pójdę na Mszę świętą.

Był grudzień i wielkimi krokami zbliżały się święta. Wraz z nimi nadchodziły dramatyczne wydarzenia i moment, w którym moje życie obróciło się o 180 stopni. Pamiętam doskonale ten bolesny piątek 14 grudnia 2001 r., który stał się początkiem mojego nawrócenia. Gdy dotarliśmy do domu, moja Mama poinformowała nas, że Grażynka – kuzynka, z którą byłem na forum młodzieży, o czym wspominałem wcześniej – została potrącona przez samochód na przejściu dla pieszych w Krakowie, gdzie studiowała. Tydzień wcześniej w drodze powiedziałem jej o moich duchowych problemach i o moim powołaniu. Nic nie odpowiedziała, milczała. Jako jedyna wiedziała o tym, co dzieje się w moim sercu i do czego Pan mnie wzywa. W niedzielę 16 grudnia, nie odzyskawszy przytomności, Grażynka zmarła. Gdy dzień przed pogrzebem przeglądałem pamiątki, jakie mi po Niej zostały, natrafiłem na „Pomocnik uczestnika” z diecezjalnego forum młodzieży. Z małej białej książeczki, na której pierwszych stronach widniały podpisy uczestników, m.in. Grażyny, wypadła karteczka z cytatem, który mówił o mojej drodze życiowej. Odczytałem: „Nie lękaj się, bo cię wykupiłem. Wezwałem cię po imieniu, tyś moim” (Iz 43, 1). Rozpłakałem się i nie wiem, ile trwało zanim doszedłem do siebie. Ale tamtej nocy podjąłem decyzję o tym, że zostawiam wszystko i idę za Jezusem. Gdy na drugi dzień trumna z ciałem Grażynki była składana w grobie, to w moim sercu dudniło pytanie, czy trzeba było aż takiej ofiary, abym to zrozumiał? Bóg „wyczuł” moment i wkroczył w moje życie z przypomnieniem, kto jest jego Panem. W tamtych dniach chyba, jak nigdy wcześniej i nigdy później, zrozumiałem, że tylko Jezus jest Panem mojego/naszego życia. Panem naszych narodzin, naszego bycia tutaj na ziemi i naszego umierania.

Na drugi dzień po pogrzebie udałem się do śp. ks. Józefa Kiełbasy – ówczesnego proboszcza w Laskowej, a dziś mogę także z przekonaniem powiedzieć: mojego duchowego ojca z tamtego okresu – aby poinformować go o moich planach wstąpienia do zgromadzenia zakonnego.

Jako że wspomniane przeze mnie misje z 2000 r. prowadzili oo. redemptoryści, a jednym z rekolekcjonistów był rodzony brat ks. Józefa, o. Stanisław, oznajmiłem, że idę właśnie do tej wspólnoty. Poczciwy ks. Józef doradzał mi, bym nie przerywał studiów, bym dokończył pierwszy rok, by opadły emocje po śmierci Grażyny. Ale ja nie odpuściłem, byłem bardzo zdeterminowany. Tylko ja i Jezus wiedzieliśmy, ile tak naprawdę trwa już moja ucieczka od powołania. Jak się jednak okazało, oo. redemptoryści nie przyjmowali kandydatów w połowie roku akademickiego. Byłem załamany. Myślałem, że się pomyliłem. Odczytałem to jako znak, że nie mam powołania. I wtedy, gdy siedziałem załamany w moim pokoju, przyszedł do mnie mój brat, Grzegorz, z którym minionego lata jechałem do Pucka na zgrupowanie i z którym spotkaliśmy sercanów w pociągu, o których ja na tamtą chwilę zupełnie zapomniałem. Wręczył mi powołaniowy folderek i powiedział: „Może to ci księża, a nie tamci?” Wtedy poczułem taki przypływ nadziei do mojego serca, że byłem pewien, że to Pan przysyła w tym momencie mojego brata i że te wszystkie chwile, gdy spotykałem sercanów na mojej drodze nie były przypadkiem! Wpisałem w internecie adres strony zgromadzenia i znalazłem kontakt do księdza odpowiedzialnego za powołania. Zadzwoniłem. Kazał przyjechać. W pierwszy piątek lutego 2002 r. rozpocząłem moją wielką przygodę z Jezusem na ścieżkach życia zakonnego, a dziś także kapłańskiego. Niech Jezus pisze ją dalej… – Amen.

Czytaj także:

>> Kampania "Siedem dusz" - pierwsze świadectwo!

>> "Siedem dusz" - świadectwo Moniki i Marcina Gomułków

>> Życie z Jezusem to wspaniała przygoda! - świadectwo Mikołaja Kapusty

>> Kuba Anatom Nowak: Wiara niezwyciężona rodzi się na spotkaniu z Jezusem

Skład „Siódemki":

1. Ks. Teodor Sawielewicz "Teobańkologia"
facebook.com/teobankologia
2. "Początek Wieczności" (Monika i Marcin Gomułkowie)
facebook.com/malzenstwojestboskie
3. Mikołaj Kapusta "Dobra Nowina"
facebook.com/dobranowinanet
4. Jakub "Anatom" Nowak
facebook.com/an4tom
5. Ks. Michał Olszewski SCJ
facebook.com/KsMichalOlszewski
6. "BÓGowscy" (Zuzia i Michał "PAX" Bukowscy)
facebook.com/pg/BOGowscy
7. Sebastian Banasiewicz
facebook.com/banasiewiczblog

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:
- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 29 marca

Wielki Piątek
Dla nas Chrystus stał się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej.
Dlatego Bóg wywyższył Go nad wszystko i darował Mu imię ponad wszelkie imię.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 18, 1 – 19, 42
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter