25 kwietnia
czwartek
Marka, Jaroslawa, Wasyla
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Wesołą nowinę, bracia, słuchajcie

Ocena: 0
4653
Kochać wolę Bożą to najprostsza droga do radości, jaką daje wiara – przypomina na święta Bożego Narodzenia o. Jacek Salij OP
Z o. Jackiem Salijem OP, rozmawia Monika Florek-Mostowska


Choć wszyscy wiemy, że Ewangelia jest radosna, to na Mszach Świętych rzadko widać radość wiernych. Skąd ten dysonans?

W czasach mojej młodości pojawiła się moda na organizowanie podczas niedzielnych Mszy dla młodzieży muzyki nowoczesnej, często skocznej, a prawie zawsze hałaśliwej. Początkowo tłumy młodzieży waliły na te nabożeństwa, rychło jednak ich popularność się skończyła. Ludzie szybko uświadomili sobie, że na Mszę chodzi się przede wszystkim ze względu na Boga. Na Mszy nie musi, a nawet nie powinno być wesoło, natomiast radości, jaka jest we mnie, nie muszę ratyfikować wyglądem swojej twarzy.

Spróbuję to pokazać na konkretnym przykładzie. Kiedy ktoś wygrywa skoczną piosenkę, jego buzia jest cała roześmiana. Zupełnie inna jest twarz pianisty, kiedy wykonuje utwory Chopina czy Beethovena. Jednak nigdy bym się nie odważył mówić o artystach wykonujących dzieła wielkich kompozytorów, że są to ludzie posępni. A przecież podczas koncertu ich buzie wcale nie są roześmiane. Po prostu radość jest czymś bardzo innym niż wesołość.

Czuję, że Pani pyta przede wszystkim o to, dlaczego nieraz podczas Mszy Świętej ogarnia nas nuda. Otóż dzieje się tak wówczas, kiedy przychodzimy do kościoła nie ze względu na Boga. Wtedy znudzą nas nie tylko kiepskie, nieprzygotowane kazania i byle jakie celebrowanie, ale wcześniej czy później będą nas nudziły również kazania mądre i głębokie oraz liturgia bardzo pobożna.


Boże Narodzenie mogłoby być czasem radosnego świadectwa. Czy potrafimy to robić?


Ale przecież nie chodzi o to, żebyśmy w święta Bożego Narodzenia nakazywali sobie radość. Wystarczy uprzytomnić sobie, że to naprawdę się stało: że naprawdę Bóg tak nas umiłował, że dał nam swojego Syna! Dopóki śpiewać będziemy kolędy, będzie nam stosunkowo łatwo o tym pamiętać, bo są one wręcz niezwykle tą prawdą przeniknięte.


Co powinniśmy wydobyć z katolicyzmu, żeby pokazać światu, że chrześcijaństwo jest radością?


Matka Teresa z Kalkuty miała tu prostą receptę. „Kiedy widzę – mówiła swoim siostrom – że któraś z was jest smutna, boję się, że odmawia czegoś Panu Jezusowi”. Kochać wolę Bożą – to najprostsza droga do radości, jaką daje wiara.


Może więc słabo z niej czerpiemy. Na nabożeństwach rzadko widać radość. Jak odprawiać nabożeństwa, żeby było w nich więcej ożywczego Ducha?


Podczas liturgii nie jesteśmy rozśpiewani. Przypomina mi się raport nuncjusza papieskiego w Polsce z roku mniej więcej 1551, kiedy wiele znaków wskazywało, że król opowie się za protestantyzmem. Nuncjusz Mentuato napisał, że trzeba być dobrej myśli, bo król Zygmunt August podczas Mszy Świętej pełnym głosem śpiewa Credo oraz pieśni, a to każe przypuszczać, że łatwo od katolicyzmu nie odejdzie. Nawet to, czy atmosfera w kościele zaprasza czy zniechęca do śpiewania oraz do innych form aktywnego uczestnictwa, może przyczynić się do tego, że ludzie do kościoła lubią przychodzić albo też chodzić przestają.


Niektórym brakuje też poczucia wspólnoty. Może podczas Mszy Świętej powinniśmy wszyscy gromadzić się wokół ołtarza, żeby widzieć swoje twarze?


Jednym to pomoże, drugim zapewne będzie przeszkadzało. Myślę, że poczucie wspólnoty najwięcej buduje pielęgnowanie wrażliwości charytatywnej.


To jak w Boże Narodzenie mamy pokazywać innym naszą radość? Bo chyba mamy?


Zaplanowana radość jest podejrzana. Wydaje mi się, że nie muszę pokazywać innym, jak wiele jest we mnie radości. Najważniejsze, żebym naprawdę cieszył się z tego, że po to Jezus się narodził, żeby nas od grzechów oswobodził. Wtedy nie muszę się zastanawiać nad tym, czy radość ze mnie emanuje. Byleby ta radość naprawdę we mnie była. Z drugiej jednak strony, trudno przeczyć temu, że bardzo ważnym przesłaniem świąt Bożego Narodzenia jest wezwanie, żeby tą nowiną się dzielić: „Wesołą nowinę, bracia, słuchajcie. / Niebieską Dziecinę ze mną witajcie. / Jak miła to nowina, mów, gdzie jest ta Dziecina, / byśmy tam pobieżeli i ujrzeli”.


A nie myśli Ojciec, że może zbyt mało katolików rzeczywiście odczuwa głęboką radość z narodzenia Jezusa, bo tak naprawdę nie wiedzą, jak wiele to dla nich znaczy? Może zabrakło im katechezy?


Proponuję na koniec nieco zmienić temat. Myślę, że czymś równie ważnym jak radość wiary jest dawanie jej świadectwa. Nam, współczesnym katolikom, brakuje nieraz poczucia dumy, że jestem katolikiem. Niekiedy sprawiamy wrażenie, jak byśmy wstydzili się naszej wiary. Tyle się dzisiaj gada przeciwko Kościołowi, również w naszej obecności. A my siedzimy wtedy cicho jak mysz pod miotłą. Nie stać nas nawet na zwyczajne słowa: „Proszę cię, przestań tak mówić. Ja jestem katolikiem i taka mowa sprawia mi przykrość. Nawet jeśli ci się wydaje, że mówisz prawdę, uszanuj przynajmniej moją wrażliwość”.

rozmawiała Monika Florek-Mostowska
fot. ks. Henryk Zieliński/Idziemy

Idziemy nr 51/52 (432), 22/29 grudnia 2013 r.


PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 25 kwietnia

Czwartek, IV Tydzień wielkanocny
Święto św. Marka, ewangelisty
My głosimy Chrystusa ukrzyżowanego,
który jest mocą i mądrością Bożą.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): Mk 16, 15-20
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)


ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter