Przyśniła mi się Matka Boża trzymająca na rękach Dziecko. Prosiła, bym wybrał: albo przyjmę to Dziecko, czyli Jezusa, albo brnę dalej w śmierć, czyli w islam – mówi najbardziej znany wśród algierskich muzułmanów konwertyta Moh-Christophe Bilek.
Media francuskie mówią o mnie, całkiem niesłusznie: „najstarszy apostata we Francji”. Najstarszy, ponieważ ochrzciłem się 46 lat temu i nadal żyję! Ale o niebezpieczeństwach związanych z odejściem od islamu nie ma co opowiadać. Wolę mówić o tym, jak zostałem chrześcijaninem.
Moja przygoda z Jezusem rozpoczęła się o godz. 5.30 rano, gdy jako jedenastoletni chłopiec mieszkałem z rodziną w Paryżu. O tej godzinie, gdy ojciec wychodził do pracy, włączałem radio, żeby nie zaspać do szkoły. O tej porze nadawano w nim dwie audycje prowadzone przez protestantów ze Szwajcarii. Tak więc niechcący, codziennie paryskim świtem zaczynałem dzień z Jezusem. Dowiadywałem się o Nim. Był to ktoś inny niż Isa (po arabsku: Jezus – przyp. RM), o którym uczono mnie z Koranu w Algierii. Myślałem sobie: „Musiało mi w szkole coś umknąć”. Ale tym bardziej byłem zaciekawiony.
Kiedyś ojciec znalazł w moim tornistrze korespondencję, którą od pewnego czasu wymieniałem z „radiowymi” protestantami, oraz przysłaną mi Ewangelię. Dostałem przykaz, żeby z tym skończyć, bo to nie nasza religia, a interesując się chrześcijaństwem, robię coś bardzo złego. Chciałem być posłuszny ojcu, ale też zależało mi, aby nie zaspać do szkoły, więc ostatecznie słuchałem audycji nadal, choć w tajemnicy. I byłem coraz bardziej Jezusem zafascynowany. Dlatego mogę powiedzieć, że to protestanci mnie zewangelizowali. Ale skądinąd znałem też św. Franciszka z Asyżu oraz św. Tereskę od Dzieciątka Jezus – i byłem nimi zauroczony.
Kiedy miałem 15 lat, w Paryżu doszło do spotkania z jednym z „radiowych” pastorów. I okazało się, że nie jestem na tym spotkaniu jedynym muzułmaninem zainteresowanym Jezusem. Chyba jednak „radiowy” pastor nie wspomina naszego spotkania dobrze. Od niego dopiero dowiedziałem się, że protestanci i katolicy to nie to samo, ale również o Kościele katolickim, że hołduje idolatrii, a katolicy nie czytają Biblii i są miernymi chrześcijanami. Dałem mu rok, by wytłumaczył, dlaczego złymi chrześcijanami byli św. Franciszek i św. Tereska, ale nie potrafił. Wtedy ostatecznie zwróciłem się w stronę Kościoła katolickiego.
Rodzicom powiedziałem, że chcę zostać chrześcijaninem, kiedy miałem 17 lat. Ojciec pobił mnie do nieprzytomności i zakazał mi nawet o tym myśleć. Pozostałem mu posłuszny przez trzy lata, ale 31 grudnia 1969 r. uciekłem z domu, szukając czegoś, co mi zastąpi tęsknotę za Jezusem i moimi świętymi. To były hipisowskie czasy. Włóczyłem się po Francji, dotarłem do Kuwejtu, gdzie – aby przeżyć – sprzedawałem swoją krew. Z przemytnikami zabrałem się do Teheranu, a potem – z handlarzami narkotyków – nawet ruszyłem do stolicy Nepalu Katmandu. Miałem zwidy narkotyczne. Gdy było już ze mną naprawdę źle, otrzymałem sen. W ogarniającej mnie ciemności zobaczyłem jasną postać kobiety wyciągającej ku mnie ręce z dzieckiem, mówiącą do mnie: „Wybierz życie!”. Obudziłem się i postanowiłem, że zamiast jechać do Katmandu, wracam do Francji, by się ochrzcić.
Był czerwiec 1970 r. Wybrałem parafię nieco oddaloną od miejsca, gdzie mieszkam. Ksiądz był wobec prośby o chrzest bardzo oporny. Odesłał mnie do biskupa, a ten do misjonarza, który właśnie wrócił z Algierii, by ten zweryfikował, czy nie oszalałem. Ostatecznie udzielono mi chrztu w kościele Saint Christophe w Créteil, a po pewnym czasie okazało się, że ksiądz, do którego przyszedłem, właśnie zamierzał porzucić sutannę i w ogóle Kościół katolicki. Potrzebowałem go, a okazało się, że on potrzebował mnie, jako znaku od Boga.
Rodzice na wieść o moim chrzcie nastawali, bym pojechał na jakiś czas do Algierii – by chrześcijaństwo wywietrzało mi z głowy. Także znajomy ksiądz radził mi: „Posłuchaj rodziców. Jeśli twoja wiara jest pewna, nie masz się czego obawiać”. Wyjechałem do Algierii w 1971 r., a po pięciu latach wróciłem do Francji z przekonaniem, że wiara muzułmanów nie robi na mnie żadnego wrażenia. Z kolei posłuszeństwo zaowocowało tym, że z Algierii wróciłem już z żoną Louise i pierwszym z trójki naszych dzieci.
Dla Louise to była bardzo odważna decyzja i jestem jej wdzięczny, że jako muzułmanka zgodziła się na nasz ślub sakramentalny, bym mógł przystępować do Komunii Świętej. Sama przyjęła chrzest w Wielkanoc 2005 r., po 30 latach naszego małżeństwa. Tak jak ja w 1970 r. – nadal w ukryciu. Wciąż konwersja na islam według prawa szariatu karana jest śmiercią. Dlatego dziś pomagamy eks-muzułmanom takim jak my.
Czytaj także wywiad: Z islamu na chrześcijaństwo
Radek Molenda |