Późniejszy Pius XII był w pełni świadom rozwijającego się dramatu. Niektórym katolikom (jak Emmanuel Mounier) nieuchronnym wyjściem z liberalnego kryzysu Europy wydawał się komunizm, innym (jak Carl Schmitt) – faszyzm, jednak najwięcej, odrzucając totalitaryzmy, broniło po prostu status quo. Christianitas stopniowo obumierała, bo katolicy na wyzwania czasu udzielali cudzej, zamiast własnej, wynikającej z własnych zasad – odpowiedzi.
Minęły dziesiątki lat, a apel z Lisieux nie stracił nic ze swej aktualności. Wystarczy zobaczyć, co stało się z europejskimi partiami chrześcijańsko-demokratycznymi, by uświadomić sobie upadek chrześcijańskiej odpowiedzialności społecznej. Jak do niego doszło i dlaczego ciągle dochodzi? Bo żeby bronić cywilizacji chrześcijańskiej, trzeba najpierw chcieć i umieć walczyć. Tymczasem, jak zauważył ojciec Garrigou-Lagrange, „cnoty moralne nabyte, znane poganom”, potrzebne w takim zaangażowaniu, to temat tym bardziej ważny, że „niektóre osoby poświęcone Bogu nie przywiązują w młodości dość wagi” do niego i w efekcie potem „brak im prawie zupełnie cnót moralnych: roztropności, sprawiedliwości, męstwa itp.”.
Czym zaś konkretnie są te wartości? Po prostu wyrazem tego łaknienia i pragnienia sprawiedliwości (por. Mt 5, 6), które tak szczególnie pobłogosławił Zbawiciel. Sama sprawiedliwość to stałe myślenie o naszych obowiązkach. W polskim języku słowo „obowiązek” ma zresztą piękny, relacyjny charakter. Obowiązek to związek wzajemny, jednoczący człowieka z innymi, więź powinności, pietas – jak mówili Rzymianie. Roztropność to realizm, konsekwentne poszukiwanie środków, dzięki którym naszej wspólnocie lub osobom, którym jesteśmy winni wierność, zapewnimy dobra, których dla nich pragniemy, do których mają prawo, których potrzebują. Tak jak ojczyzna niepodległości.
I wreszcie męstwo, czyli zdolność stanięcia na wysokości zadania, zdolność podjęcia wyzwań, przed którymi nas Bóg postawi. Męstwo kształtowane jest najpierw przez pragnienie męstwa, będące samo w sobie przejawem miłości, a ściśle biorąc – ducha ofiarowania, ofiary niewymuszonej okolicznościami, ofiary, którą sami chcemy złożyć.
Wartości te nieprzypadkowo nazywają się cnotami nabytymi. Nie rodzą się z myślenia o oderwanych (od realnego życia narodu) ideałach albo z marzeń o definitywnej walce, po której zapanuje święty spokój. Wartości te rosną w zaangażowaniu.
![]() | Marek Jurek |