W wielkanocnej atmosferze wchodzimy w kolejne piękne i ważne dni. W tym roku Niedziela Bożego Miłosierdzia, kończąca oktawę Wielkanocy, rozpoczyna bowiem tydzień obejmujący tradycyjną polską „majówkę”. Z tego powodu numer, który oddajemy do rąk naszych Czytelników, jest podwójny. Jednakże nie tylko na liczbę dni wolnych od pracy zwracamy w tym czasie uwagę. Ważniejsze jest bogactwo przeżywanych treści, które dają nam powody do religijnej i narodowej dumy. To ona niech słusznie przepełnia nasze świętowanie i chroni przed wzgardą tym, na czym mamy budować naszą tożsamość.
Zacznijmy od kultu Bożego Miłosierdzia. To chyba najbardziej rozpoznawalna w świecie forma pobożności, która swoje korzenie ma w Polsce. Nie tylko dlatego, że św. Faustyna Kowalska i jej kierownicy duchowi byli Polakami, a objawienia miały miejsce w ówczesnej Polsce. Ale również dlatego, że otwarcie na miłosierdzie jest głęboko wpisane w polską duszę. Zwracali na to uwagę zagraniczni dziennikarze podczas pielgrzymki św. Jana Pawła II do Polski w 2002 r., kiedy to nastąpiło zawierzenie świata Bożemu Miłosierdziu. Zapoznawszy się z naszą historią XX w., naznaczoną cierpieniem i przebaczeniem oprawcom, mówili: „Coś takiego może się zdarzyć tylko w Polsce!”.
Kult Bożego Miłosierdzia rozprzestrzenił się po świecie najpierw dzięki polskim żołnierzom tułaczom, a potem dzięki „naszemu” papieżowi. Jest tak „polski”, że Stolica Apostolska długo odmawiała mu aprobaty. W promieniach wychodzących z Jezusowego serca dopatrywano się bowiem nawiązania do barw biało-czerwonych. W końcu udało się to przezwyciężyć. Obraz Jezusa miłosiernego i Koronka do Bożego miłosierdzia są dziś znane na całym świecie, a do krakowskich Łagiewnik, Płocka, Warszawy i Wilna ściągają miliony pielgrzymów z najodleglejszych kontynentów. Czyż to nie powód do radości i dumy?
Powodem polskiej dumy powinna być również nasza maryjność, która w maju znajduje szczególny wymiar. Na nabożeństwach majowych wciąż gromadzą się miliony Polaków. Maryjność jest tak głęboko wpisana w polską tożsamość, że w czasach zaborów ryngraf z Matką Bożą Częstochowską zastępował nam narodowe godło i był przez zaborców z równą zaciekłością zwalczany. A kiedy zakazano nam śpiewać „Boże, coś Polskę”, wówczas na tę samą melodię zaczęliśmy śpiewać „Serdeczna Matko”.
Polscy biskupi z kard. Stefanem Wyszyńskim na czele walczyli o poświęcenie Matce Bożej właściwej uwagi w dokumentach Soboru Watykańskiego i o ogłoszenie Jej Matką Kościoła. A Kościół autorytetem papieża Pawła VI przyznał rację im, a nie sprzeciwiającym się takiej maryjności biskupom niemieckim i „katolikom postępowym”, którzy w PRL dostawali paszporty i pieniądze, żeby protestować przeciwko Prymasowi Tysiąclecia w Rzymie! Ostatecznym przypieczętowaniem tego zmagania było umieszczenie mozaiki Matki Kościoła w zamurowanym oknie apartamentów papieskich na placu św. Piotra.
Naszym powodem do dumy jest także pierwsza w Europie i druga w świecie Konstytucja, której rocznicę uchwalenia świętujemy 3 maja jako uroczystość Matki Bożej Królowej Polski. Dziękujemy wtedy Bogu z Matką Bożą za całe dobro, które dokonało się w naszych dziejach za Jej przyczyną, począwszy od cudownej obrony Jasnej Góry w czasie potopu szwedzkiego i od pamiętnych ślubów króla Jana Kazimierza w katedrze lwowskiej. Powiew wolności i społecznej sprawiedliwości, który pojawił się w Rzeczypospolitej, był tak niebezpieczny dla absolutystycznych władców Rosji, Prus i Austrii, że podjęli zbrojną interwencję „w obronie porządku i praworządności” – jak oni je rozumieli. Swoim wizjonerstwem wyprzedaliśmy epokę – nie pierwszy i nie ostatni raz. Gdyby nie polska Solidarność, może do dziś 1 maja pół Europy szłoby w przymusowych komunistycznych pochodach?
To tylko kilka przyczyn, dla których mamy prawo świętować. Nie pozwólmy sobie odebrać powodów do katolickiej i narodowej dumy!