Kiedy ten tekst dotrze do rąk czytelników, to prawdopodobnie będzie już po konklawe i będziemy mieli nowego papieża. Może Franciszka II, może Jana Pawła III, a może Benedykta XVII? Choć raczej spodziewam się, że nowy biskup Rzymu przyjmie jakieś inne imię. W mediach społecznościowych przypomniano różne fałszywe średniowieczne proroctwa. Niektórym „wizjonerom” wychodzi na to, że kolejny papież będzie „Piotrem Rzymianinem”. Miałby on poprowadzić Kościół przez czas wielkich prześladowań, a potem przyjdzie koniec świata. Koniec świata zapewne przyjdzie, ale Pan Jezus powiedział nam, że „o dniu owym i godzinie nikt nie wie, nawet aniołowie niebiescy, tylko sam Ojciec” (Mt 24,36).
Temat konklawe we włoskich mediach zakrólował. Wszyscy, wierzący i niewierzący, stali się watykanistami, znawcami papiestwa i sytuacji Kościoła katolickiego. Zresztą śmierć papieża i wybory nowego interesują cały świat. To fenomen, że w sekularyzującym się świecie postać biskupa Rzymu wzbudza tak wielkie zainteresowanie. Świadczy to o tym, że atakowany i wyśmiewany Kościół wciąż stanowi dla milionów, jeśli nie miliardów, ludzi ważny punkt odniesienia. Ale być może owo zainteresowanie wynika bardziej z faktu, że konklawe jest medialne, czyli dobrze się w mediach sprzedaje. Wszak towarzyszy mu nimb tajemniczości, plotki o zakulisowych rozgrywkach, sensacyjne wrzutki w mediach. Kardynałowie zamykają się w Watykanie i obradują w Kaplicy Sykstyńskiej, aż lud nie zobaczy unoszącego się z komina białego dymu i nie usłyszy Habemus papam. Ktoś we włoskich mediach zauważył, że kardynałowie przyjeżdżający na konklawe, szczególnie papabili, czyli uznawani za faworytów, budzą zainteresowanie większe od największych gwiazd popkultury.
Istotą przygotowań do konklawe i samego konklawe nie są jednak kolejne sensacje ani nawet głębokie analizy sytuacji Kościoła, ale wiara, że Kościół będzie trwał aż do końca świata, bo nie jest jedynie globalną organizacją, ale został założony przez Chrystusa, który powiedział do Piotra, późniejszego pierwszego biskupa Rzymu: „Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą” (Mt 16,18). Kościół jest zatem bosko-ludzki, a posyłany mu przez Chrystusa Duch działa w nim poprzez ludzi, struktury, procedury. Działa w sposób kenotyczny, to znaczy szanuje ludzką wolność i ograniczoność. Dlatego nie podoba mi się stwierdzenie, że to Duch Święty wskaże nowego papieża. Nie wiemy, czy wybrany papież jest tym człowiekiem, którego wybrałby Bóg, gdyby wybierał sam, bez udziału kardynałów. Możemy mieć taką nadzieję. Ale przede wszystkim możemy mieć pewność wiary, że jeśli wybór dokonał się zgodnie z obowiązującym prawem Kościoła, czyli ważnie, to Duch Święty przyjmie ten wybór, nawet jeśli On sam wybrałby inaczej, i obdarzy nowego papieża wszystkimi przewidzianymi w tym przypadku łaskami.
Jakiego papieża potrzebuje dziś Kościół? Po pierwsze, pamiętajmy, że Kościół jest Chrystusowy, a nie tego czy innego papieża. Ponadto papież nie jest kimś w rodzaju wszechwładnego szefa globalnej korporacji, który narzuca nowe plany i wszyscy mają je realizować do czasu, aż szef się zmieni i nastaną nowe porządki. Dziennikarze pytają, czy nowy papież będzie kontynuował opcję Franciszka, ale przecież w Kościele mamy jedną opcję. Jest to opcja Jezusa Chrystusa i Ducha Świętego, których posłał nam Bóg Ojciec. Kiedy Zmartwychwstały spotyka nad Jeziorem Tyberiadzkim Piotra, nie czyni mu wyrzutów, że się Go zaparł, ani nie snuje strategicznych planów głoszenia Ewangelii, ale pyta: „Szymonie, synu Jana, czy kochasz Mnie?” (J 21,17). Módlmy się, aby nowy papież mocno kochał Chrystusa i Jego Kościół.