Jestem bowiem przekonany, że premier doskonale rozumie, że „walczy” z poglądami, których nikt nie głosi. Inteligencji praktycznej Donaldowi Tuskowi odmówić przecież nie można. Dlaczego więc tak agresywnie krytykuje ideę aktywnego wpływu Rzeczypospolitej na politykę Zachodu? Ponieważ ze zręcznego nieprowadzenia polityki (co streszczono w słynnym haśle „nie robimy polityki”) premier Tusk uczynił swoją polityczną strategię. Atakuje więc solidarność środkowoeuropejską, bo postulat jej aktywizacji stanowi przeszkodę dla beztroskiego dryfu w „głównym nurcie” wyznaczonym przez politykę niemiecką. To w imię tej strategii minister Sikorski postulował zwiększenie roli Niemiec w Europie, a niespełna (!) dwa lata temu mówił w wywiadzie dla „Der Spiegel”, że największym zagrożeniem dla Polski nie są „rosyjskie rakiety, które Moskwa chce rozmieścić przy granicy z UE w naszym bezpośrednim sąsiedztwie. Największym zagrożeniem jest upadek strefy euro”.
W tym samym sopockim – programowym! – przemówieniu szef rządu ironizował na temat tych, którzy uważają, że „Zachód jest może za mało katolicki”. O ile w sprawach środkowoeuropejskich premier zwalczał tezy, które sam wymyślał
– w tym wypadku wiadomo, z kim i z czym polemizuje, choć łatwo zrozumieć, dlaczego nie mówi tego wprost. Szczególnie dziś. To Jan Paweł II pod koniec życia pisał, że ma miejsce próba „nadania Europie oblicza wykluczającego dziedzictwo religijne, a w szczególności głęboką duszę chrześcijańską, przez stanowienie praw dla tworzących ją ludów, w oderwaniu od ich życiodajnego źródła, jakim jest chrześcijaństwo”. I że przez to narody Europy popadają w „milczącą apostazję” (Ecclesia in Europa, 7.9).
W niedawnym wywiadzie dla Moniki Olejnik (Radio Zet, 13 kwietnia) Donald Tusk opowiedział się za wprowadzeniem do polskiego prawa instytucji związków homoseksualnych. Zapytany, dlaczego 10 lat temu mówił Polakom, że „homoseksualizm nie jest ani normą biologiczną, ani społeczną, ani kulturową i choćby dlatego nie może być normą prawną”, beztrosko replikował: „czasy się zmieniły”. Premier w jednym ma rację: czas w miejscu nie stoi. Czasy zmieniają się bez przerwy. Niebezpiecznie jest powierzać władzę ludziom, którzy na te zmiany są tak słabo odporni.
![]() | Marek Jurek |