Komentowanie bieżących wydarzeń w tygodniku bywa bezcelowe. Od kilku tygodni świat gna jak bolid Formuły 1. Może to dobry czas, żeby przypomnieć o pryncypiach, posługując się cytatami.
Na początek Hans Morgenthau, twórca fundamentów politycznego realizmu, i jego „Polityka między narodami. Walka o potęgę i pokój” (1948): „Realizm polityczny jest świadomy moralnego znaczenia działania politycznego. Jest również świadomy nieuniknionego napięcia pomiędzy nakazami moralnymi a wymogami skutecznego działania politycznego. (…) Jednostka może powiedzieć w swoim imieniu: Fiat justitia, pereat mundus (niech się dzieje sprawiedliwość, choćby świat miał zginąć), ale państwo nie ma prawa tak powiedzieć w imieniu tych, których ma w swej pieczy. (…) Realizm polityczny odmawia utożsamiania moralnych aspiracji konkretnego narodu z uniwersalnymi prawami, które rządzą wszechświatem. (…) Wszystkie narody są wystawiane na pokusę – a niewiele umiało się jej długo opierać – by używać moralnych celów wszechświata jako przykrywki dla swoich partykularnych aspiracji i działań. (…) Nie sposób moralnie obronić lekkomyślnego zrównywania partykularnego nacjonalizmu z wyrokami Opatrzności, gdyż jest to ten sam grzech dumy, przed którym greccy dramatopisarze i biblijni prorocy ostrzegali rządzących i rządzonych. To zrównanie przynosi również zgubne skutki polityczne, ponieważ może prowadzić do wypaczeń, w wyniku których w wojowniczym szale niszczone są narody i cywilizacje – w imię moralnych zasad, ideałów czy samego Boga”.
Teraz Henry Kissinger – zmarły w 2023 r. teoretyk i praktyk mocarstwowej polityki USA. Doradca ds. bezpieczeństwa prezydentów Nixona i Forda. Sięgnijmy do monumentalnej „Dyplomacji” (1994): „Reformacja dała zbuntowanym książętom swobodę działania w sferze zarówno religijnej, jak i politycznej. Ich zerwanie z Rzymem było zerwaniem z uniwersalizmem religijnym; ich walka z cesarzem Habsburgiem wskazywała, że nie traktują już stosunku lennego wobec cesarstwa jako obowiązku religijnego. Gdy upadło pojęcie jedności, nowo powstające państwa Europy potrzebowały zasady, (…) według której regulowałyby wzajemne stosunki. Pojęcia raison d’État i równowagi sił dostarczyły takiej zasady. (…) Według pojęcia raison d’État pomyślność państwa jest wystarczającym uzasadnieniem wszelkich środków użytych do jej osiągnięcia; interes narodowy wyparł średniowieczną koncepcję uniwersalnej moralności. Tęsknotę za uniwersalną monarchią zastąpiła równowaga sił, pocieszeniem zaś był fakt, że w dążeniu do własnych samolubnych interesów każde państwo przyczyni się w jakiś sposób do ogólnego bezpieczeństwa i postępu”.
I trzeci cytat. John J. Mearsheimer, jeden z najwybitniejszych żyjących analityków spraw międzynarodowych, i jego „Tragizm polityki mocarstw” (2001): „Mocarstwa, którymi powoduje jedynie troska o własne bezpieczeństwo, które nie mają żadnych powodów, aby ze sobą walczyć – nie mogą się uchylić od zmagań o potęgę i dążenia do dominacji. Brutalnie w swojej szczerości, ale bardzo trafnie ujął to pruski mąż stanu Bismarck na początku lat 60. XIX w., gdy wydawało się, że Polacy – pozbawieni wtedy niepodległego państwa – mogą odzyskać suwerenność: «Przywrócenie Królestwa Polskiego w jakiejkolwiek postaci oznacza stworzenie sojusznika dla każdego wroga, który pragnąłby nas zaatakować» – stwierdzał; stąd też Prusy powinny «bić Polaków, ażeby im ochota do życia odeszła. «Osobiście współczuję ich położeniu – pisał Bismarck – ale jeżeli mamy przetrwać, nie pozostaje nam nic innego, jak ich wytępić»”.
Ten zestaw trzech cytatów dedykuję wszystkim, którzy sądzą, że polityka międzynarodowa to konkurs wyższości moralnej. Można zaś odnieść wrażenie, obserwując reakcje na działania wokół Ukrainy, że takich osób jest w naszym kraju całkiem sporo.