Polityka bywa ironiczna. Może nawet sarkastyczna.
Sześć lat temu Centrum Badań nad Uprzedzeniami Uniwersytetu Warszawskiego przedstawiło zaskakujący raport Pauliny Górskiej „Polaryzacja polityczna w Polsce. Jak bardzo jesteśmy podzieleni?”. Zbadano w nim wzajemne nastawienie wyborców PiS i wyborców ówczesnych partii opozycyjnych. Okazało się, że negatywne odczucia wobec wyborców PiS są wyraźnie intensywniejsze w przeciwnej grupie niż uczucia wyborców PiS wobec tej grupy.
Wykorzystując naukowe instrumenty (specjalną skalę dehumanizacji, gdzie 1 oznacza maksymalną dehumanizację, a 9 – brak dehumanizacji) sprawdzono obie grupy. Wśród wyborców PiS współczynnik wyniósł 2,69, a wśród wyborców opozycji – 3,72. Na skali od 1 do 7 oznaczono zaufanie do oponentów politycznych (7 to najwyższe zaufanie). Rezultat był podobny: u wyborców PiS – 3,39, u wyborców opozycji – 2,82.
Najzabawniejsze było jednak, że to wyborcy opozycji (a zatem przede wszystkim Platformy) byli przekonani, że są bardziej znienawidzeni (dehumanizowani) przez drugą stronę, niż sami jej nienawidzą. Na wspomnianej skali od 1 do 9 wyborcy opozycji wykazali 3,27, a PiS – 2,58. Również wyraźnie większa grupa zwolenników PO i innych ówczesnych ugrupowań opozycji deklarowała, że nigdy nie rozmawia ze zwolennikami PiS – 29,5 proc. – niż ci deklarowali podobnie w stosunku do zwolenników opozycji – 22,6 proc.
Ironia polegała na tym, że strona nieustannie odwołująca się do otwartości, tolerancji i uśmiechu okazała się bardziej nietolerancyjna, zamknięta i wroga wobec drugiej strony. I to nie jest kwestia subiektywnych wrażeń, ale wynik badania utrzymanego w naukowych rygorach. Ciekawie byłoby te badania powtórzyć teraz. Bardzo możliwe, że wskaźniki dehumanizacji mocno poszły w górę na przyjmowanej przez badaczkę skali, ale zakładałbym, że dysproporcja pomiędzy zwolennikami obecnej opozycji a obecnej koalicji nadal byłaby wyraźnie widoczna.
Co bowiem widzimy teraz? Część zwolenników „uśmiechniętej Polski” na wynik wyborów zareagowała spazmami. Tak, to prawda, że wśród zwolenników PiS reakcje były także gwałtowne w 2023 r., ale śmiem twierdzić, że pozostawały jednak daleko w tyle wobec kociokwiku, jaki podniósł się teraz z kręgów „demokratycznych”. Prymitywny hejt na dokazującą córkę Karola Nawrockiego, notoryczne nazywanie prezydenta elekta „alfonsem” czy „bandziorem” (przypominam, że w polskim kodeksie karnym nadal jest artykuł 135: „Kto publicznie znieważa Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”), a przede wszystkim pompowanie teorii spiskowej o sfałszowaniu przez PiS wyborów – to wszystko zalewa sieć.
Ostatni wątek jest szczególnie pocieszny. Wystarczy wspomnieć wybory samorządowe w 2014 r., gdy „uśmiechnięci” wyśmiewali zgłaszane wtedy przez opozycję (czyli PiS) uwagi. Faktem jest, że teza o masowym fałszerstwie nie znalazła potwierdzenia. Dzisiaj ci sami „uśmiechnięci” snują absurdalne teorie o zmanipulowaniu wyborów przez ugrupowanie, które od półtora roku nie rządzi, straciło kontrolę nad niemal wszystkimi kolegialnymi organami, nie panuje już nad prokuraturą, a w Państwowej Komisji Wyborczej ma zaprzysięgłych wrogów. To jest tak skrajnie absurdalna hipoteza, że właściwie pozostaje jedynie popukać się w głowę, ale przecież lansują ją nie tylko zwykli zwolennicy KO, lecz również świeży członek tego ugrupowania, Roman Giertych. Mimo że wykazano już na konkretnych liczbach, iż odnotowane pomyłki mogły przynieść zwycięzcy wyborów najwyżej kilka tysięcy głosów netto. Przy skali jego przewagi – bez znaczenia.
I tak tolerancyjni, nowocześni i uśmiechnięci okazują się zatwardziałymi w nienawiści oszołomami, lansującymi teorie spiskowe. Czy ktoś jest zaskoczony?