12 lipca
sobota
Jana, Brunona, Bonifacego
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Alianckie okno na Adriatyk

Ocena: 5
617

Jak Monte Cassino było bramą na Rzym, tak Ankona była dla Niemców filarem linii obrony od Morza Tyrreńskiego po Adriatyk. I ostatnią linią obrony w Italii.

fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Po zdobyciu Monte Cassino żołnierze II Korpusu Polskiego byli na ustach całego wolnego świata. Waleczność Polaków stała się legendarna. Podobnie widzieli to przeciwnicy. Głównodowodzący sił niemieckich na froncie włoskim marsz. Albert Kesselring, nie mogąc się pochwalić sukcesami militarnymi, depeszował do Berlina, że armia gen. Władysława Andersa jest tak wykrwawiona i osłabiona, że nie jest w stanie brać udziału w dalszych walkach. Mylił się.

 


NAPOLEOŃSKI MANEWR

Na początku czerwca 1944 r. gen. Anders otrzymał od aliantów zadanie: „Drugi Korpus Polski ma ścigać jak najszybciej nieprzyjaciela i uchwycić port Ankona”. Zdobycie tego miasta nad Adriatykiem było warunkiem niezbędnym dla dokończenia zwycięskiej kampanii na Półwyspie Apenińskim. Wojska alianckie oddaliły się już bowiem od portów południowych w Tarnato, Bari i Neapolu, a zaopatrzenie odbywało się wyłącznie przez port rybacki w Pescarze. Niemcy zamienili Ankonę w twierdzę, do obrony której skierowano elitarne dywizje. Wyróżniała się wśród nich 278. Dywizja Piechoty dowodzona przez gen. Hoppego. Był to dowódca o specyficznym sposobie bycia. Stawiając żołnierzom zadanie, za każdym razem powtarzał: „Przybyliście tutaj, aby umrzeć, i to szybko”. Swą bezwzględnością potrafił jednak zarażać podkomendnych, więc zawołaniem dywizji stały się słowa: „Lepsza śmierć niż niewola”.

Takim żywym „machinom wojennym” mieli stawić czoła żołnierze II Korpusu, którzy jeszcze trzy lata wcześniej byli niewolnikami sowieckiego piekła. Anders układał plan natarcia przez kilka dni i nocy. Sięgał do wiedzy zdobytej w czasie studiów, gdy w Wyższej Szkole Wojennej analizował wojny napoleońskie. Postanowił zastosować jeden z pomysłów Bonapartego, wykorzystując znane sobie ze służby w kawalerii działania manewrowe. Od północnego zachodu miasto miała zaatakować wspierana ogniem artyleryjskim 5. Kresowa Dywizja Piechoty wraz z 2. Warszawską Brygadą Pancerną, a 3. Dywizja Strzelców Karpackich miała równocześnie wiązać siły nieprzyjaciela walkami wzdłuż „drogi nr 16”. Zanim jednak siły polskie dotarły pod Ankonę, musiały stoczyć szereg walk z Niemcami o okoliczne miasta i miasteczka. Jednymi z najkrwawszych były walki o Loreto.

 


NA RATUNEK MARYI

Loreto było z nazwy doskonale znane żołnierzom. „Przypomniały nam się szczęśliwe dziecięce lata, gdy z rodzicami szliśmy w maju pod kapliczkę, aby śpiewać ku chwale Matki Bożej. Litanię loretańską znaliśmy na pamięć” – mówił pięć lat temu w Loreto płk Marian Tomaszewski z 6. Pułku Pancernego Dzieci Lwowskich. Po zdobyciu opactwa na Monte Cassino, gdzie św. Benedykt rozpoczął nowożytną historię Europy, przyszedł czas na wyzwolenie Loreto, gdzie znajdowała się słynna bazylika Świętego Domu Maryi. „Opowiadaliśmy żołnierzom historię tego miejsca – wspominał o. Adam Studziński OP, kapelan czołgistów. – W XIII w., gdy muzułmanie wyparli krzyżowców z Ziemi Świętej, chrześcijanie zadbali, aby przenieść w bezpieczne miejsce dom rodzinny Maryi z Nazaretu, w którym miało miejsce zwiastowanie i w którym wychowywał się Jezus. Średniowieczna legenda głosiła, że dom z Palestyny do Italii przenieśli na skrzydłach aniołowie. I dlatego Matka Boża Loretańska stała się w naszych czasach patronką lotników”. Jak w każdej legendzie było w tym trochę prawdy. Historycy wskazują, że o bezpieczeństwo nazaretańskiego domku zadbała rodzina kupiecka Angelich, a angel to po włosku anioł. Badania prowadzone w latach 60. XX w. potwierdziły, że domek pasuje rozmiarami do groty w bazylice Zwiastowania w Nazarecie, a zatem był najpewniej częścią mieszkalną typową dla ubogich rodzin w Palestynie w czasach Chrystusa.

Sanktuarium w Loreto było przez wieki celem pielgrzymek. Kochali je też Polacy, a na jego wzór utworzono w Rzeczypospolitej osiemnaście podobnych mu sanktuariów, których kult propagował ród Sobieskich. To właśnie w Loreto król Jan III złożył jako wotum dziękczynne po bitwie wiedeńskiej zdobytą na Turkach wielką chorągiew proroka. Przed wojną powstała tu kaplica polska, w której uwieczniono na freskach dwa zwycięstwa ratujące cywilizację chrześcijańską: bitwę wiedeńską z 1863 r. i bitwę warszawską z 1920 r. Znaczenie tej drugiej znał inicjator budowy kaplicy papież Pius XI, gdyż był wtedy nuncjuszem apostolskim w Warszawie i jako jedyny zagraniczny dyplomata nie opuścił stolicy Polski, gdy parli na nią bolszewicy. Kolejną polską kartę w dziejach sanktuarium zapisali w 1944 r. ułani karpaccy. W czasie walk o miasto w nocy z 5 na 6 lipca Niemcy przypuścili nalot na pozycje polskie. Kilka bomb spadło na bazylikę, jej kopuła stanęła w płomieniach. Dziewięciu żołnierzy pod dowództwem sierż. Kazimierza Fiedorowicza zgłosiło się ochotniczo do gaszenia pożaru. I się udało! Żaden z nich nie został ranny, a ugaszona kopuła nie spadła na znajdującą się pod nią relikwię chrześcijańskiego świata. Za ten czyn Pius XII odznaczył żołnierzy medalami Benemerenti, a ich męstwo upamiętnia podziwiany do dziś witraż w loretańskiej bazylice.

 


W POCZUCIU OBOWIĄZKU

O świcie 17 lipca 1944 r. zaczęła się bitwa o Ankonę. „Było cholernie ciężko – wspomina stuletni dziś kpt. Władysław Dąbrowski z 15. pułku ułanów – Niemcy stawiali straszliwy opór, miejscami gorszy niż pod Monte Cassino. Wiedzieli, że teraz to jest dla nich być albo nie być. Ale dla nas to też była sprawa honorowa, chcieliśmy pokazać, że zawsze zwyciężamy”. Nazajutrz do zdobytego miasta jako pierwsi wkroczyli ułani karpaccy mjr. Stanisława Wyskoty-Zakrzewskiego. Zapanowała euforia. Polacy po raz drugi na Półwyspie Apenińskim odnieśli zwycięstwo, choć tak jak na Monte Cassino okupione dużymi stratami. Zginęło prawie pół tysiąca żołnierzy, a ponad trzy razy tyle zostało rannych. Taka była cena zdobycia „okna na Adriatyk”, bez którego niemożliwe było pokonanie Niemców na froncie włoskim. Wśród poległych na polu chwały był jeden z najtęższych umysłów politycznych i mistrzów pióra Adolf Bocheński, autor fundamentalnej pracy „Między Niemcami a Rosją”. Przed śmiercią powtarzał maksymę, którą brał za motto życia: „Można zrzec się swoich praw, ale nigdy obowiązków”. Tak samo myśleli jego towarzysze broni.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Historyk, doradca prezesa IPN, w latach 2016–2024 był szefem Urzędu do spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych


redakcja@idziemy.com.pl

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 12 lipca

Sobota, XIV tydzień zwykły
Wspomnienie św. Brunona Bonifacego z Kwerfurtu, biskupa i męczennika
+ Czytania liturgiczne (rok C, I): Mt 10, 24-33
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)
Nowenna do Matki Bożej Szkaplerznej 7-15 VII 

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter