Wszedł na ekrany film o oryginalnej formie i niejasnym przesłaniu.

W tragikomicznym dreszczowcu „Surfer” Nicolas Cage stworzył niesamowitą kreację. Artysta, będący zarazem współproducentem, jest widoczny cały czas na ekranie, całkowicie skupiając na sobie uwagę widzów. Przypomnijmy, że Cage po początkowych nagradzanych rolach w filmach wybitnych reżyserów zaczął występować w drugorzędnych produkcjach, stając się bohaterem wielu medialnych plotek i skandali z życia prywatnego. Wydawało się, że sława aktora dobiegała wówczas końca. Tak bywało w Hollywood z wieloma gwiazdami. Jednak przed kilku laty kariera Nicolasa Cage’a uległa przyśpieszeniu. Zagrał bowiem w kilku utworach role, które zadziwiały autoironicznym traktowaniem własnej osoby. Gwiazdor stworzył wtedy niejako nową wersję własnego aktorstwa, kreując zupełnie innych bohaterów niż dotychczas. Występ w „Surferze” jest tego najlepszym przykładem.
Akcja rozgrywa się w Australii nad brzegiem oceanu, gdzie w wydzielonych miejscach szaleją grupy surferów. Pewien mężczyzna, pracownik dużej korporacji, przyjeżdża na plażę w dwojakim celu. Chce odkupić dawną rezydencję dziadków od aktualnych właścicieli, musi jednak telefonicznie wystarać się o kredyt na zakup. Będąc nad brzegiem oceanu, przy okazji chce wziąć udział w surfingu. I tu zaczynają się mnożyć przeszkody. Nagle, jak w makabrycznym śnie, napotkani ludzie zaczynają go prześladować. Na ekranie kończy się realizm, a zaczynają zdarzenia, pod wpływem których nieszczęsny (anty)bohater stacza się w obłęd i ludzką degradację. Grupa agresywnych surferów przepędza go z plaży. Zostaje okradziony. Wezwany policjant nie chce mu pomóc. Od pewnego momentu oglądamy wizje mężczyzny, który nie chce odjechać do domu i za wszelką cenę, ogołocony, pragnie wydać walkę swoim prześladowcom, bandzie miejscowych surferów, działających na zasadzie sekty… Nie bardzo wiemy, czy to wszystko rozgrywa się naprawdę, czy w głowie mężczyzny, który zaczyna tracić zmysły pod wpływem upału i negatywnych emocji.
Można potraktować ten film jako ciekawe studium obłędu. Ale w „Surferze” widoczna jest także pewna diagnoza krytyczna społecznie. W wizjach bohatera wszyscy ludzie są źli i zdeprawowani. Ocieramy się tu zatem o pewnego rodzaju moralną dwuznaczność. Autorom nie chodziło o ukazanie na ekranie tylko zabawnej historyjki z dreszczykiem. Chcieli tu zawrzeć jakieś krytyczne przesłanie, ale w gruncie rzeczy nieczytelne. A może film powstał tylko dla aktorskiego popisu Nicolasa Cage’a? Niemniej jednak można potraktować „Surfera” jako ciekawostkę repertuarową bez większego znaczenia.
„Surfer” (The Surfer). USA/Australia, 2024. Reżyseria: Lorcan Finnegan. Wykonawcy: Nicolas Cage, Julian McMahon, Miranda Tapsell i inni. Dystrybucja: Monolith Films