Widok dziesięciu trędowatych, których nikt nie mógł dotknąć, na pewno wywołał niemałe zdziwienie u mieszkańców wioski.

Pamiętajmy, że trędowaty był człowiekiem z marginesu, nie wolno mu było zbliżyć się do zdrowych ludzi, a idąc drogą, musiał ostrzegać innych, wołając: „Nieczysty”. Stanęli więc dość daleko i zaczęli wołać: „Jezu, ulituj się nad nami”.
Nieco niezrozumiała jest reakcja Chrystusa. Jakby niezainteresowany pomocą, mówi dość sucho: „Idźcie, pokażcie się kapłanom”. Ciekawe, co czuli w sercu chorzy: bunt, oburzenie, utratę resztki nadziei? Posłusznie wykonali polecenie. Ich wiara została w pewnym sensie wystawiona na próbę. Warto dostrzec ważny szczegół. Trędowaci zostali uzdrowieni dopiero w drodze. To pokazuje, że powrót do zdrowia zawsze jest procesem. Uwielbiał to podkreślać ks. Krzysztof Grzywocz, przekonując, że wiara jest procesem i Pan Bóg jest fanem procesu w człowieku.
To nie był jedyny sprawdzian, który trędowaci przeszli tego dnia. Pozostał jeszcze jeden – egzamin z wdzięczności. Niestety, 90 proc. go oblało. Tylko jeden uzdrowiony powrócił do Jezusa, aby Mu podziękować. Dlaczego wdzięczność jest taka niewdzięczna i mało popularna? Łatwo zapominamy i żyjemy w przekonaniu, że to, co mamy, po prostu nam się należy. Do tego, co mamy, przywykamy tak szybko, że niedługo uznajemy stan posiadania za coś oczywistego. Prosty przykład. Kupuję nowy zegarek. Przez kilka dni się nim cieszę, a potem posiadanie zegarka jest czymś oczywistym. Psychologia nazywa to adaptacją hedonistyczną.
Moim zdaniem wiara bez wdzięczności jest martwa. Podobnie jak ta bez uczynków. Jeśli nie ma w nas entuzjazmu, stajemy się zgorzkniali i pretensjonalni – wobec Boga, samego siebie i drugiego człowieka. Myslovitz w piosence „Mieć czy być” śpiewa: „Upadamy wtedy, gdy nasze życie przestaje być codziennym zdumieniem”. Wydaje się, że to źródło wielu grzechów: brak wdzięczności. A więc wtedy, gdy człowiek zapomni, jak dobry jest Bóg.

Co? Gdzie? Kiedy?



