Podstawowym, fundamentalnym powołaniem człowieka jest droga do szczęścia: wiecznego i ziemskiego.

Jezus chce, aby Jego owce miały życie. I to nie byle jakie, ale w obfitości. Nie na pół gwizdka, w mentalności „jakoś to będzie”, ale życie w pełni. Nie zaniżajmy poprzeczki, lecz bądźmy przekonani, czego chcemy i dlaczego dążymy do celu.
Historia pasterza i owiec jest nam powszechnie znana. Od czasów Jezusa pasterze byli w ogromnej bliskości ze swoimi owcami. Pachnieli jak owce, do czego zachęcał papież Franciszek duszpasterzy od początku pontyfikatu. Owce znały głos pasterza, a on nadawał im imiona. Od maleńkości przyzwyczajał owce do siebie, do swojego głosu. Kiedy dwa stada mieszały się ze sobą na pastwisku, głos jednego człowieka wystarczał, aby część owiec, pierwsze stado, ruszyło za nim.
A my – czy znamy głos naszego Pasterza? Żyjemy w czasach, w których głosów z zewnątrz jest co nie miara. Jaka jest moja relacja z Pasterzem, który nie tylko zna mnie i woła po imieniu, ale także prowadzi bezpieczną drogą i pozwala leżeć na zielonych pastwiskach (por. Ps 23).
Bardzo wiele spraw wypełnia nasz codzienny kalendarz. Czy pośród tego wszystkiego potrafimy słuchać tego, co mówi do nas Bóg? Każdy ma swoje formy i narzędzia. Przywołam kilka przykładów konkretnych pomysłów: słuchanie „Modlitwy w drodze” w metrze, czytanie Pisma Świętego na ławce w parku, przeglądanie jakiegoś portalu czy fanpage’a chrześcijańskiego na smartfonie, odmawianie dziesiątka Różańca na przystanku…
Przykłady można mnożyć. Wszystko po to, aby zauważać Boga w codzienności. A to już krok od tego, aby czytać wolę Bożą w wydarzeniach życiowych.