W istniejącym od 1994 r. Domu Samotnej Matki „Bezpieczna Przystań” Caritas Diecezji Warszawsko-Praskiej schronienie znalazło dotychczas ponad 360 kobiet z dziećmi.

Paulina, lat 30, do Domu Samotnej Matki w Zielonce trafiła po tym, jak partner złamał jej nos. Na policję zadzwoniła jej mama. Dzielnicowy zabrał agresora, który odtąd miał zakaz zbliżania się do kobiety i ich dzieci. – Zostałam bez mieszkania – wspomina Paulina, która najpierw trafiła do wołomińskiego Ośrodka Interwencji Kryzysowej, a gdy w maju 2024 r. zwolniło się miejsce w „Bezpiecznej Przystani”, przeniosła się tam wraz z dwuletnią córeczką i sześcioletnim synem.
Paulinę czeka operacja przegrody nosowej. Ze względu na padaczkę pourazową, która dała o sobie znać po tym, jak pewnego razu została dotkliwie pobita przez partnera, ma orzeczony drugi stopień niepełnosprawności. – Dopiero w „Bezpiecznej Przystani” dotarło do mnie, z kim żyłam – zwierza się. – Syn, który przez wiele lat był świadkiem przemocy, przestał mówić. Dopiero panująca tu atmosfera bezpieczeństwa sprawiła, że mowę odzyskał. Co więcej, mówi tak dużo, że czasem muszę prosić, by przestał – śmieje się Paulina. W placówce nauczyła się cierpliwości i poświęcania czasu i uwagi dzieciom. Spotkania z psychologiem i kontakt z innymi mamami, choć początkowo sprawiały jej trudność, z czasem dawały coraz więcej radości i satysfakcji. Ponieważ pobyt w domu ograniczony jest do roku, w czerwcu Paulina musi go opuścić. Priorytetem jest dla niej znalezienie mieszkania.
– Pobyt tutaj daje możliwość podniesienia kwalifikacji zawodowych i odciąża finansowo, by mieszkanki miały szansę odłożyć pieniądze na życie po wyjściu, np. na wynajem lokum – mówi kierowniczka Katarzyna Woś. – Jednocześnie zapewniamy mamom warunki jak najbardziej zbliżone do tych, które zastaną w samodzielnym życiu. To nie jest hotel. Pranie, gotowanie, sprzątanie są obowiązkiem kobiet. Podobnie jak porządkowanie często bardzo zaniedbanych kwestii zdrowotnych, socjalnych czy prawnych. Ważne, by korzystały one z pomocy specjalistów – pedagoga, psychologa, prawnika czy pracownika socjalnego – nie tylko podczas pobytu w domu, ale by potrafiły robić to także później, gdy nasz dom opuszczą.
Dom Samotnej Matki „Bezpieczna Przystań” powstał z inicjatywy nieżyjących już Stefanii i Bogdana Piwarskich, którzy przeznaczyli na ten cel budynek z ogrodem w podwarszawskiej Zielonce. W 1994 r. ks. prałat Mieczysław Stefaniuk, ówczesny proboszcz parafii Matki Bożej Częstochowskiej w Zielonce przekazał tę nieruchomość Caritas Diecezji Warszawsko-Praskiej. Wówczas dom był w stanie pomieścić pięć matek z dziećmi do lat sześciu. W 2021 r. abp Henryk Hoser SAC przeznaczył swoje prywatne środki na remont i rozbudowę domu. Projekt „Pomoc w integracji ze środowiskiem osób mających trudności w przystosowaniu się do życia – prowadzenie domu samotnej matki”, który placówka realizuje w latach 2025–2026, dofinansowany jest ze środków powiatu wołomińskiego i umożliwia przebywanie w placówce około 20 osobom.
Większość mieszkańców to kobiety będące ofiarami przemocy, także ekonomicznej. – W tym roku po raz pierwszy zamieszkał u nas tata – mówi Katarzyna Woś. – Placówka przeznaczona jest dla samotnych opiekunów prawnych dziecka, bez względu na to, czy jest to mama, czy tata, babcia albo dziadek. Niektórzy mieszkańcy potrzebują pomocy prawnej i wsparcia w odcięciu się od przemocowego partnera, inni – szeroko rozumianej psychoedukacji, np. w zakresie pielęgnacji dzieci, nauki właściwych wzorców opieki i wspierania dzieci w rozwoju, ale także diagnostyki psychologiczno-pedagogicznej.
Nie wszystkim udaje się pomóc. – Zmienia swoje życie tylko ten, kto naprawdę tego chce – zaznacza Katarzyna Woś i podaje przykład uzależnionej od używek mieszkanki, która podjęła terapię, odzyskała prawa do dziecka i stanęła na nogi. Częste są jednak sytuacje, w których osoby po opuszczeniu domu wracają do nałogów lub przemocowych partnerów. – To są nierzadko tak złożone przypadki, że bez głębokiej, regularnej psychoterapii bardzo trudno pójść dalej – tłumaczy i dodaje, że koszty takiego leczenia zdecydowanie przerastają możliwości finansowe placówki, dlatego z otwartymi ramionami przyjmie ona terapeutów chętnych do współpracy pro bono.
– Wzrusza nas ilość wsparcia, jakiego od lat doświadczamy – mówi pani kierownik. – Jesteśmy wdzięczni sąsiadce, która piecze nam faworki, panu, który każdego roku wymienia piasek w piaskownicy, właścicielowi sklepu rowerowego, od którego dostajemy sprzęt dla dzieci, i rzeszy innych hojnych ludzi dobrej woli, organizacji i instytucji. Bez nich kontynuacja misji naszego domu na takim poziomie prawdopodobnie nie byłaby możliwa.