W końcu kwietnia 1945 r. nikt w III Rzeszy nie wierzył już w zwycięstwo, ale wielu Niemców pozostało wiernych złu. Heinrich Himmler wydał rozkaz wymordowania więźniów KL Dachau. Kilkuset uwięzionych w obozie polskich księży zawierzyło się opiece św. Józefa.

KL Dachau koło Monachium było pierwszym obozem koncentracyjnym, założonym przez Niemców w 1933 r. Zgodnie z dekretem „o ochronie narodu i państwa” zawieszającym wolności osobiste władze III Rzeszy mogły bez wyroku sądowego aresztować i osadzić w więzieniu lub obozie każdego, kto zostałby uznany za wroga. Było to kalką rozwiązań stosowanych w Rosji od czasu rewolucji bolszewickiej. Za szczególnie niebezpiecznych przywódcy Niemiec uważali duchownych katolickich. Działo się tak zwłaszcza po wydaniu przez Piusa XI encykliki Mit brennender Sorge („Z palącą troską”) z 14 marca 1937 r. Papież określał w niej wyraźnie, że „wyniesienie ponad miarę wartości takich jak rasa czy naród” jest bałwochwalstwem, oraz przestrzegał, że prawo stanowione w państwie nie może stać w sprzeczności z prawem naturalnym.
NOWA RELIGIA
Nienawiść do chrześcijaństwa, Kościoła i kapłanów była zresztą jednym z ważniejszych elementów ideologii głoszonej przez Hitlera i popartej przy urnach wyborczych przez zdecydowaną większość Niemców. Hitler publicznie głosił, że „Najcięższym ciosem, jakiego doznała ludzkość, było powstanie chrześcijaństwa, które jest największym nawrotem ciemnoty, jaki ludzkość kiedykolwiek przeżyła” i że „wszystko, co z nim się wiąże, trzeba wysadzić w powietrze”. Kibicowały mu rzesze, które podczas partyjnych zjazdów śpiewały: „Żaden zły klecha nie przeszkodzi nam czuć się dziećmi Hitlera. Nie idziemy za Chrystusem, lecz za Horstem Wesselem”.
Obłędne pomysły narodowych socjalistów były czymś więcej niż program polityczny. Miały stać się nową religią. W tej wizji Hitler stawał się „bogiem”, a Wessel – zabity przypadkowo w 1930 r. bojówkarz SA, autor hymnu NSDAP – miał zastąpić nie tylko świętych męczenników chrześcijańskich, ale nawet „mesjasza”. Naczelny propagandzista III Rzeszy Joseph Goebbels w swoim dzienniku odnotowywał, że zamiarem Hitlera było rozprawienie się z Kościołem katolickim i księżmi jako złem porównywalnym z eksterminowanymi Żydami. W listopadzie 1941 r. pisał: „Führer pójdzie na praktyczną rozprawę z Kościołem. Wtedy znajdzie się w najlepszym towarzystwie wszystkich wielkich królów i cesarzy, którzy prowadzili ciągłą walkę na śmierć i życie z klerykalizmem”.
OFIARY I KACI
Dla kapłanów wydzielono w KL Dachau tzw. Priesterblock. Od 1939 r. obóz stał się golgotą duchownych z Polski. Niemiecki okupant widział w polskich księżach szczególnie niebezpiecznego przeciwnika, na co zwracał uwagę gubernator Hans Frank. „Oni podtrzymują w podbitym kraju ducha walki. Klechy są naszymi śmiertelnymi wrogami” – mówił na odprawie w 1941 r. Polscy księża stanowili w Dachau najliczniejszą grupę narodowościową. Na 2720 uwiezionych kapłanów, obok tych z Niemiec, Francji, Czech, Holandii, Belgii, Jugosławii czy Włoch, aż 1780 pochodziło z Polski.
W Dachau „pierwsze szlify” zdobywali niemieccy zbrodniarze wojenni, bo obóz miał być w założeniach wzorcowy dla machiny zbrodni. Tu rodziły się straszliwe pomysły, jak upodlić i torturować więźniów. Znaczącą w tym rolę odegrał psychopatyczny Obergruppenführer SS Theodor Eicke, który opracował i zalecał do stosowania sadystyczne metody postępowania z więźniami obozów, a szkoląc niemiecką obsługę obozową, potrafił wydobyć z niej najdziksze instynkty. Jako najważniejszą zasadę zalecał „odczłowieczenie więźnia”. Jak wspominał jego skwapliwy naśladowca, komendant obozu Auschwitz-Birkenau Rudolf Höss, szkolenia Eickego umożliwiały „wyhodowanie w obsłudze obozu takiej nienawiści, jaką komuś z zewnątrz trudno byłoby sobie wyobrazić”. Każdy, kto trafiał do obozu, miał być „przedmiotem, który nie wzbudza żadnego współczucia”. Holenderski duchowny DeConnik, który trafił do KL Dachau, wspominał: „Nigdy przedtem nie widziałem na własne oczy prawdziwej nienawiści. Oczu płonących podłością, ust wykrzywionych w gniewie na sam widok księdza”.
Kapłani pracowali niewolniczo przy głodowych racjach żywieniowych, w warunkach uwłaczających ludzkiej godności. Warunki obozowe sprzyjały rozwojowi ciężkich chorób z tyfusem na czele. Tak zmarł w lutym 1945 r. bł. Stefan Wincenty Frelichowski, patron polskiego harcerstwa. Najgorsze były sadystyczne kary za prawdziwe lub wyimaginowane naruszenia regulaminów. Oprawcy stosowali wtedy np. „karę słupka”, przywiązując więźnia za nadgarstki do słupa obozowego lub zwisającego z szubienicy haka w taki sposób, aby nie mógł stopami dotknąć ziemi. Tortura skutkowała zerwaniem ścięgien i utratą władzy w dłoniach, skutkiem czego więzień był bezużyteczny w pracy i mordowany. W zimie zbrodniarze stosowali torturę polegającą na polewaniu lodowatą wodą stojącego na apelu więźnia, który zamarzał i umierał na oczach towarzyszy niedoli. Potrafili też topić swe ofiary przez wkładanie im do gardła gumowego węża, przez który wlewano z hydrantu potężny strumień wody. KL Dachau stał się także poligonem doświadczalnym, w którym utytułowani niemieccy naukowcy, jak prof. Claus Schilling czy prof. Erich Hipke, wykonywali na więźniach szereg pseudomedycznych eksperymentów, służących „budowaniu potęgi III Rzeszy”. Zdarzało się też, że zmarłych obdzierano ze skóry, którą potem wykorzystywano w niemieckim przemyśle do produkcji siodeł, butów czy rękawic ochronnych…
NIE WOLNO STRACIĆ WIARY
Bp Michał Kozal, wieloletni rektor seminarium gnieźnieńskiego i sufragan włocławski, trafił do Dachau 25 kwietnia 1941 r. Był człowiekiem obdarzonym ogromną charyzmą i autorytetem, dzięki czemu potrafił na współwięźniów oddziaływać w taki sposób, aby „w piekle na ziemi” nie utracili wiary. Powtarzał wielokrotnie, że „od przegranej orężnej bardziej przeraża upadek ducha u ludzi”. Mimo grożących represji księża zaczęli więc potajemnie odprawiać Msze św. Kiedy w styczniu 1943 r. bp Kozal zachorował na tyfus, niemieccy „sanitariusze” dobili go zastrzykiem z fenolu. Ale rzucone przez niego ziarno niezłomności wzrastało. Tak wśród kapłanów zrodziła się idea modlitw o wstawiennictwo św. Józefa, którego kult był żywy na ziemiach polskich od XVII w. Wtedy to w kolegiacie kaliskiej zawisł obraz Świętej Rodziny, ufundowany przez mieszkańca wsi Szulec, który modląc się za wstawiennictwem św. Józefa, został cudownie uzdrowiony. Obraz koronowano w 1796 r., a modlących się przy nim spotykały cudowne łaski.
Z inicjatywy ks. Franciszka Jedwabskiego pozostali przy życiu polscy księża rozpoczęli dziewięciodniową nowennę, prosząc św. Józefa o pomoc i ratunek. Zwieńczył ją akt oddania się w opiekę świętego, odmówiony 22 kwietnia 1945 r., gdy Himmler wydał już rozkaz nakazujący unicestwienie KL Dachau. I stał się cud! Zaledwie na trzy godziny przed „ostatecznym rozwiązaniem obozu”, czyli planowaną przez esesmanów masakrą więźniów, oddziały armii amerykańskiej gen. George’a Pattona wjechały na teren obozu. Ocalało ponad 30 tys. więźniów, ponad 1200 kapłanów, wśród których 830 pochodziło z Polski. Jak wspominali, wyzwolony tłum mężczyzn stanął na placu apelowym i we łzach wzruszenia odmawiał „Ojcze nasz”.
Trzy lata po wojnie Sanktuarium św. Józefa w Kaliszu stało się miejscem corocznych pielgrzymek ocalonych księży. Z ich inicjatywy powstała tam Kaplica Męczeństwa i Wdzięczności, w której spotkał się z nimi w 1997 r. Jan Paweł II, dziękując im, że „po wyjściu z Dachau trwają w dziękczynieniu”.