A przecież każdy człowiek to nie tylko jednostka biomasy i nie tylko emitent CO2.

Thomas Malthus (1766–1834) miał wizję, która elektryzowała salony intelektualne końca XVIII w.: ludzie rozmnażają się w tempie geometrycznym, jedzenia przybywa tylko arytmetycznie. Zatem musi dojść do katastrofy – głodu, wojen, biedy. Prosty rachunek, a jakże medialny. Brzmi znajomo? Bo przecież lubimy proroctwa końca świata: czy nie jest dziwna nazwa ruchu „ostatnie pokolenie”? Oni w to wierzą?
Ale rzeczywistość wystawiła Malthusowi rachunek. Rewolucja przemysłowa, technologie, globalny handel – wszystko to, czego nie wziął pod uwagę – sprawiło, że zamiast masowej nędzy ludzkość doświadczyła niespotykanego w historii wzrostu dobrobytu. Pola rodziły więcej, transport dowoził szybciej, a rynki redystrybuowały nadwyżki. Katastrofa nie nadeszła. A jednak duch Malthusa powrócił – w nowej szacie.
Czytaj dalej w e-wydaniu lub wydaniu drukowanym
Idziemy nr 45 (1040), 09 listopada 2025 r.
całość artykułu zostanie opublikowana na stronie po 15 listopada 2025



Co? Gdzie? Kiedy?



