14 czerwca
sobota
Bazylego, Elwiry, Michala
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Macierzyństwo? Nie żałuję!

Ocena: 4.975
177

Zgoda na przekierowanie reflektorów z siebie na kogoś innego jest aktem odwagi, który rodzi życie i budzi do pięknych relacji. - mówi Anna Hazuka, mama pięciorga dzieci, w rozmowie z Magdaleną Prokop-Duchnowską

fot. Łukasz Rajchert

Jak to się stało, że nastawiona na robienie kariery prawniczka wylądowała na kilka lat w domu, przy dzieciach?

W książce „Stres. Poradnik na trudne czasy” psycholog Aleksander Perski opisał przypadki Szwedów zmarłych ze stresu, wyczerpania i przeciążenia, które były pokłosiem wspinania się na szczeble korporacyjnych karier. Wspólnym mianownikiem tych ludzi był brak rodziny, która – zdaniem autora – mogłaby ich przed śmiercią uratować. Zakotwiczenie w miłości nie tylko redukuje stres, ale i pozwala się zatrzymać. I ja tego bardzo mocno doświadczyłam, już przy pierwszym dziecku. Projekt do pracy kończyłam, leżąc na patologii ciąży, chwilę przed porodem. Wtedy jeszcze łudziłam się, że macierzyństwo i prężne rozwijanie kariery da się pogodzić. Że nie jest to możliwe, przekonałam się po narodzinach córeczki, która tak mnie absorbowała, że nie byłam w stanie wysłać dwóch maili potrzebnych do ukończenia projektu.

Boleśnie dotarło do mnie, że moje życie nie należy już do mnie, straciłam nad nim kontrolę. Czułam się odstawiona na boczny tor i patrzyłam, jak sprzed nosa odjeżdżają mi kolejne pociągi: staży, awansów, pieniędzy… Jednocześnie byłam zaskoczona, że obudziły się we mnie nieznane dotąd pokłady miłości i gotowości do poświęcenia, a intuicja podpowiadała, że teraz to właśnie potrzeby córeczki powinnam postawić ponad moimi. Nie bez oporów, ale zrodziło się we mnie pragnienie zostania „drugą”.

 

Zdarzało ci się żałować tych odjeżdżających pociągów?

Jasne, że tak. Żyjemy w czasach, w których wartość kobiety mierzy się pracą, rozwojem, zarobkami, a „siedzenie” z dziećmi w domu jest deprecjonowane. Miałam to szczęście, że na początku mojej macierzyńskiej drogi nie było jeszcze Instagrama, ale i tak co jakiś czas docierały do mnie wieści o kolejnych sukcesach znajomych ze studiów. Mnie za zajmowanie się dziećmi nie bito braw. W mojej głowie rozgrywała się nieustanna walka. Zaufanie i przeświadczenie o słuszności podjętej decyzji mieszały się z lękiem i poczuciem bycia bezwartościową. Mimo to pół roku później byłam już w drugiej ciąży.

Owszem, macierzyństwo ogołociło mnie wtedy z zaszczytów, pieniędzy, bujnego życia towarzyskiego i wymarzonego ciała. I właśnie to ogołocenie sprowadziło mnie na długą drogę dojrzewania do samej siebie. Jednym z owoców było odkrycie, że w moich życiowych wyborach siebie nie uwzględniłam. Że za ich pomocą próbowałam zrekompensować kompleksy i sprostać oczekiwaniom społecznym. Bez tego zatrzymania nigdy nie wpadłabym na to, żeby po sześciu latach z dziećmi w domu wymyślić swoje życie zawodowe od nowa i zostać najpierw dziennikarką, a potem studentką psychologii.

 

Bycie drugą nie przeczy rozwojowi i trosce o własne potrzeby?

Rozwój i troska o siebie są wręcz konieczne. Zwłaszcza gdy w życiu, z racji matczynej roli, przychodzi czas na częściowe usunięcie się w cień. To jest odwaga postawienia czyichś potrzeb przed moimi potrzebami, czyichś pragnień przed moimi pragnieniami. To się dzieje wtedy, gdy rezygnuję z dobrze zapowiadającej się kariery prawniczej, by wychować swoich małych ludzi, i wtedy, gdy chciałam wypić gorącą kawę, a piję zimną, bo dziecko potrzebowało być noszone.

Mówię o wyzwaniach macierzyństwa, ale przecież dokładnie to samo dotyczy innych codziennych sytuacji. Gotowość do rezygnacji ze swojej racji, dumy, poczucia krzywdy jest niezbędna w relacjach, zwłaszcza w sytuacjach konfliktowych. Zgoda na przekierowanie światła reflektorów z siebie na kogoś innego jest aktem wielkiej odwagi, który rodzi życie i budzi do budowania pięknych relacji. Bycie mamą, szczególnie w początkowym stadium, jest nieodłączne z pewnym rodzajem unicestwienia siebie. Owszem, ta strata jest trudna, i to bardzo, ale nie trzeba się jej bać, bo ona uczy rzeczy dużo większych: miłości do drugiego człowieka, a także do siebie.

Nie zapominajmy też, że po etapie stawania w cieniu przychodzi w końcu moment, kiedy można stanąć w świetle. Niestety, uwierzyłyśmy, że musimy robić i osiągać szybko, efektywnie i najlepiej wszystko naraz. Może i świat na nas nie poczeka, ale to nie oznacza, że my nie możemy go w swoim czasie dogonić albo nawet wyprzedzić! Mnie ten niby „stracony” czas został zwrócony z nawiązką. Nie tylko w silnych, bliskich relacjach, jakie zbudowałam z mężem i dziećmi, ale też w poczuciu, że wyposażyliśmy pięcioro ludzi w „wyprawkę”, która stanowi dla nich potężną siłę na całe życie. Gdyby kiedyś ktoś mi powiedział, że napiszę taką poczytną książkę, jak „Druga”, nie uwierzyłabym. To dzięki dzieciakom osiągnęłam rzeczy, o których nawet mi się nie śniło. „Bóg zwraca nam nasze marzenia” – powiedział kiedyś ks. Piotr Pawlukiewicz.

 

Czy w macierzyństwie można zapomnieć o sobie za bardzo?

Sama ten błąd popełniłam. Tak bardzo zaangażowałam się w bycie mamą, że zupełnie przestałam troszczyć się o siebie. Przypłaciłam to długotrwałą obniżką nastroju. Usiadłam na kanapie i siedziałam tam, dopóki nie wymyśliłam sensownego rozwiązania. To wtedy zaczęłam brać pod uwagę dzielenie się moimi talentami nie tylko z rodziną, ale i z resztą świata, i podjęłam decyzję o studiach psychologicznych. Do tego czasu skutecznie zabijałam w sobie każdą, nawet najmniejszą tęsknotę za robieniem czegokolwiek poza domem. Dominowało poczucie winy i fałszywe przekonanie, że mi nie wolno, że przecież muszę być wyłącznie w domu, przy dzieciach. Innymi słowy, obrałam kierunek: cierpiętnictwo. Dziś już wiem, że od takiej postawy trzeba trzymać się jak najdalej. Jeżeli życie mamy jest ofiarą, życie jej dziecka staje się przekleństwem. Matka cierpiętnica ładuje dzieciom na plecy niewyobrażalny ciężar, a obsesyjne skupienie na ich życiu degraduje zarówno dzieci, jak i zdrowe z nimi relacje.

 

W jaki sposób codzienność wśród garnków i pieluch uczyniła cię szczęśliwszym człowiekiem?

Dzieci nauczyły mnie uważności, bycia tu i teraz. Zabawa w piaskownicy, bujanie na huśtawce, smażenie placków – całkowite zanurzenie się w te przestrzenie nie jest łatwe, szczególnie jeśli ktoś wolałby w tym czasie czytać albo oddawać się twórczej czy intelektualnej pracy. A jednak w pewnym momencie postanowiłam przestać przed tym uciekać i spróbowałam wejść w ich świat na sto procent. Uważność kojarzy się z zatrzymaniem lub spowolnieniem. Tymczasem jest ona umiejętnością dobrego wykorzystywania każdej minuty życia, co owocuje niesamowitą koncentracją i wydajnością. Gdyby nie macierzyństwo, dziś nie potrafiłabym ani żyć chwilą, ani napisać tekstu w ciągu dwóch godzin.

 

A co z głodem sukcesu i kariery?

Jednym z większych odkryć na mojej macierzyńskiej drodze było to, że my, ludzie, nie tęsknimy wyłącznie za tym, by być kochani i podziwiani. Jak już to wszystko dostaniemy, szybko okazuje się, że nasze serce wciąż jest głodne. A to dlatego, że ta nasza tęsknota jest znacznie większa. Tak naprawdę nasze serce tęskni za tym, żeby kochać! Dzięki byciu mamą znalazłam wreszcie sposób na nasycenie swojego serca, które na skutek dawania miłości przestało wreszcie przesadnie pragnąć i łaknąć.

Kiedy miałam 15 lat, podczas rekolekcji usłyszałam piosenkę: „Ofiaruję Tobie, Panie mój, całe życie me, cały jestem Twój, aż po wieki”. Od tamtej pory regularnie ją śpiewałam i śpiewam do dzisiaj. Wzruszam się, gdy patrzę w przeszłość, także na momenty trudne, pełne cierpienia, i widzę wyraźnie, że On to ofiarowanie potraktował bardzo serio i pozostał mi na zawsze, bez względu na okoliczności, wierny. Gdybym to ja planowała swoje życie, potoczyłoby się zupełnie inaczej. Nigdy nie wymyśliłabym sobie siebie, swojej rodziny, swojego powołania lepiej, niż w swojej wielkiej miłości zrobił to Bóg.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Dziennikarka tygodnika „Idziemy”, fotografka, absolwentka dziennikarstwa w Wyższej Szkole Dziennikarstwa im. M. Wańkowicza


magda.prokop@idziemy.com.pl

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 14 czerwca

Sobota, X Tydzień zwykły
Wspomnienie bł. Michała Kozala, biskupa i męczennika
+ Czytania liturgiczne (rok C, I): 
Mt 5,33-37

+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter