Spójrzmy na konflikty między dziećmi z optymizmem, jak na poligon, na którym ćwiczą ważne życiowe umiejętności.
To nie błąd redakcji, lecz codzienna zmora wielu rodziców: Mamo, a ona mnie przezywa, on mnie walnął, ona mi zabrała, a on nie chce sprzątać! Jeśli mamy w domu więcej niż jedno dziecko, pretensje i skargi stanowią stały element gry. Jak go rozegrać z korzyścią dla wszystkich? Z wielu względów to niełatwe.
Przede wszystkim trudne emocje, także nasze własne. Wrzaski dobiegające z pokoju, który dwie minuty temu zaczęli razem sprzątać, inwektywy latające w powietrzu przy byle okazji sprawiają, że łatwo wpadamy w tzw. rezonans emocjonalny i dorzucamy własną porcję frustracji i złości. Nasze „natychmiast mu to oddaj”, „dlaczego wy zawsze?” albo „ustąp, przecież jesteś starszy” obliczone są na szybkie ucięcie sporu i zyskanie kilku chwil tzw. świętego spokoju. Ale szybkie rozwiązania to pozorny sukces: niczego nie uczą, a jedynym trwałym efektem bywa poczucie krzywdy (często po obu stronach).
Spójrzmy na konflikty między dziećmi z optymizmem, jak na poligon, na którym ćwiczą ważne życiowe umiejętności. My zresztą też. Po pierwsze, zachowajmy spokój tym większy, im to trudniejsze. Dla nas to test dojrzałości, a dla nich praktyczna lekcja właściwego zachowania w trudnych sytuacjach. Walczmy ze skłonnością do wpadania w mentalne koleiny. Nie znając dobrze faktów, często zbyt szybko stawiamy diagnozę (typu: to jak zwykle Jaś) i przechodzimy do rozwiązań (nieraz radykalnych). Poświęćmy czas na wysłuchanie obu stron sporu. Nie po to, by dowiedzieć się „kto zaczął”, bo to raczej niemożliwe, lecz by zobiektywizować spojrzenie na całą sytuację. Rzeczowa rozmowa pozwala uporządkować emocje i zrozumieć punkt widzenia drugiej strony. To znowu cenna lekcja życia.
I kolejna: dojrzały człowiek umie sam rozwiązywać swoje problemy. Dlatego, usłyszawszy: „Mamo, powiedz mu…”, spokojnie odpowiedzmy: „Lepiej sam mu to powiedz”. To bardzo ważne, by umieć się obronić, postawić innym granice i powiedzieć, co w ich zachowaniu nas rani, na co nie ma naszej zgody. Jeśli zawsze to my będziemy interweniować, jak poradzą sobie, gdy nie będzie nas w pobliżu? Nie ulegajmy pokusie szybkich rozwiązań, lecz cierpliwie uczmy dzieci radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Usiądźmy do stołu i zapytajmy: Co proponujecie? Jak można rozwiązać ten problem? Poczują się potraktowane poważnie i z szacunkiem, a dochodzenie do kompromisu to kolejna życiowa umiejętność, którą w ten sposób przyswoją. Generalnie, jeśli nie ulegniemy pokusie pójścia po linii najmniejszego oporu, każdy taki kryzys można rozegrać na plus, wykorzystać do rozwinięcia empatii i innych kompetencji społecznych. Czas, który na to poświęcimy, na pewno przyniesie dobre owoce. Pomyślmy o tym, gdy znów usłyszymy nieśmiertelne „mamoaona”.