16 czerwca
poniedziałek
Aliny, Benona, Anety
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Nadzieja na miłość

Ocena: 0
164

Kryzysy są szansą na lepszą relację, pogłębienie więzi, lepsze poznanie. Bez kryzysu nie ma rozwoju. - mówi Edyta i Jakub Choczewski, liderzy ruchu Spotkania Małżeńskie, w rozmowie z Iwoną Budziak

fot. Rafał Stankiewicz/Spotkania Małżeńskie

Do tanga trzeba dwojga?

E: Kiedy pobieraliśmy się, naiwnie myślałam, że będziemy „żyli długo i szczęśliwie”. Teraz wiem, że w małżeństwie w pojedynkę nic się nie zrobi. To jest relacja. Potrzeba decyzji także drugiej strony, że chce nad tą relacją pracować. Często znajduję nadzieję w tym, co już za nami – że warto było dzień za dniem razem tę drogę przejść.

 

Jak to się stało, że związaliście się ze Spotkaniami Małżeńskimi?

J: Poznaliśmy się we wspólnocie charyzmatycznej i biorąc ślub, mieliśmy wyobrażenie, że w małżeństwie będziemy przede wszystkim dużo razem się modlić (śmiech). Ale też chcieliśmy robić coś dla innych w Kościele. Weekendowe rekolekcje Spotkań Małżeńskich zorganizował szef wydawnictwa, w którym pracowałem, więc pojechaliśmy.

E: Ja wybrałam się z ciekawości, bo podobało mi się małżeństwo znajomych, którzy byli związani ze Spotkaniami. Pomyślałam, że może nauczymy się, jak zostać taką fajną parą (śmiech). Później zaproponowano nam prowadzenie Wieczorów dla Zakochanych, czyli kursów przedmałżeńskich, z czasem współprowadzenie rekolekcji dla małżeństw – i tak już zostaliśmy.

 

I z każdym weekendem rekolekcyjnym stawaliście się doskonalszym małżeństwem?

E: Przeciwnie, przez długi czas mieliśmy nieuświadomiony pełzający kryzys.

J: Przeszliśmy długą drogę dojrzewania naszej relacji. Czasem wydawało się nam, że wszystko jest w porządku, a czasem przeżywaliśmy bardzo silne emocje, że to wszystko nie ma sensu i już nigdy nie będzie lepiej. Nawet nie rozmawialiśmy o tym ze sobą, tylko każde próbowało samo sobie radzić. Powodów było wiele. Edyta jest osobą prymalną, emocjonalną; przez lata bałem się jej powiedzieć, że nie podoba mi się, że krzyczy na dzieci.

E: A ja przecież nie krzyczałam na nie, bo sprawiało mi to przyjemność, tylko taka jestem, że szybko reaguję, a potem szybko zapominam o całej sytuacji.

J: O sobie myślałem, że nie jestem emocjonalny, ponieważ nie okazuję uczuć tak szybko, jak Edyta. Tyle że u mnie okazywanie uczuć jest odroczone: zbieram je i w końcu wybucham.

E: Ja już dawno o czymś zapomniałam, a tu mała przyczyna wywołuje u Kuby wielki efekt, niewspółmierny do sytuacji.

 

Podsuwaliście innym narzędzia do budowania relacji, a sami z nich nie korzystaliście?

E: Na rekolekcjach jest regułą, że prowadzący przeżywają je tak jak uczestnicy, również pracują nad swoją relacją. Owszem, przekazywaliśmy innym zasady prowadzenia dialogu: że podstawą jest pierwszeństwo słuchania przed mówieniem, rozumienia przed ocenianiem, dzielenia się przed dyskutowaniem i nade wszystko przebaczenie. Intelektualne poznanie tych zasad jest proste, ale przełożenie ich na swoje życie – już nie. Myślałam na przykład, że Kuba jest dobrym słuchaczem, bo mi nie przerywał, nie komentował. I że to ja mam problemy ze słuchaniem, bo kiedy Kuba coś mówił, wchodziłam mu w słowo, a wtedy on tracił wątek.

J: Mnie to blokowało, bo chciałem powiedzieć o sobie coś ważnego, a tu zabrakło mi atencji ze strony Edyty. Wracałem z pracy, chciałem powiedzieć o swoim dniu, a dostawałem dzieci pod opiekę i opowieści żony, jak minął jej dzień. Potrzebowałem wysłuchania, ale go nie było. Chowałem więc swoje potrzeby, dostosowywałem się.

E: Zasypywałam go opowieściami, a potem Kuba pytał mnie o to, co już mu powiedziałam. To był szok: mój mąż, który niby mnie słuchał w skupieniu, nie słyszał tego, co mówię. Ale niemówienie nie jest jeszcze słuchaniem.

 

Co pomogło wam przejść przez ten kryzys?

J: Myślę, że świadomość i coraz lepsze zrozumienie pewnych mechanizmów oraz zasad dialogu, o których mówiła Edyta. Często się oczekuje, że współmałżonek mnie zrozumie, zareaguje na coś zgodnie z moimi oczekiwaniami, a jeśli tak się nie dzieje, to pojawia się myśl, że chce mi sprawić przykrość, robi na złość. Jeśli chcę, by relacja była prawdziwa, to muszę być gotowy zobaczyć tę drugą osobę taką, jaka jest, a nie taką, jaka mi się wydaje. Wzbudzić w sobie wobec niej ciekawość, szczere zainteresowanie i zacząć jej słuchać. Może to być coś, na co ta druga strona czeka od lat.

Biorąc ślub, mieliśmy pewne wyobrażenia, nadzieje, cudowne przeżycia, wzniosłe uczucia, plany, wiarę, że to Pan Bóg nas połączył. Ale połączył nas po coś. Więź, dzieci i to, co uda się wspólnie wypracować – to wszystko ma wartość. Ale małżeństwo jest przede wszystkim drogą do spotkania, poprzez które poznaję Pana Boga.

 

To znaczy?

J: Nadzieja w małżeństwie to dla mnie nadzieja na pełne spotkanie z moją żoną. Spotkałem ją kiedyś, u początku, i zachwyciłem się. Tak zwane „życie” przytłumiło ten zachwyt, przygasiło nadzieję. Teraz wiem, że moja żona jest całkowicie inną osobą niż ja, z innym światem uczuć, myśli, zalet i wad. I że ma w sobie niepowtarzalne piękno złożone w niej przez Boga. Kiedy dbam o postawę dialogu, mam szansę, wciąż i wciąż, głęboko przeżyć tajemnicę spotkania z moją żoną. W tej tajemnicy jest obecny Bóg.

E: Każdy chce być przyjęty, wysłuchany, zrozumiany. Każdy chce być kochany. Potrzebuje uważności, potrzebuje wiedzieć, że jest kimś wyjątkowym dla kogoś. Jeśli damy komuś taką uwagę, to dajemy też szansę na pogłębienie relacji i spotkanie. O tym staramy się mówić na Spotkaniach Małżeńskich. Małżonkowie podczas weekendów wracają do tych pierwszych fascynacji sobą nawzajem. Ale tym, co przywraca im nadzieję, jest doświadczenie pierwszych skutków prawdziwego otwarcia się na siebie nawzajem. Bywa to doświadczenie piorunujące. „Nigdy nie dowiedziałam się tyle o swoim mężu” – to częste świadectwo.

 

Dlaczego w domu nie udaje się ludziom to, co udaje się na rekolekcjach?

E: Trzeba wyjść z domu, żeby zostawić za sobą nawyki, przyzwyczajenia, swoją stronę łóżka. Żeby nie działać na autopilocie, tylko zmienić punkt odniesienia, zobaczyć na nowo, a potem wrócić z nowym pomysłem na siebie. My stwarzamy warunki, klimat do spotkania, doświadczenia zrozumienia tam, gdzie go nie było.

 

Niekiedy ludzie myślą, że ich małżeństwo to jedynie ruiny i nie bardzo jest o czym rozmawiać.

E: Dawno temu sądziłam, że dobre małżeństwo to takie, które zawsze jest zgodne. Że ma być gładko, przyjemnie. Ale to nie jest prawdziwe. Różnimy się, ale to nie przeszkadza, by stworzyć coś wyjątkowego i dobrego. Kryzysy są szansą na lepszą relację, pogłębienie więzi, lepsze poznanie. Bez kryzysu nie ma rozwoju. Na weekendach ważnym punktem są świadectwa prowadzących. Ludzie słyszą, że inni mieli podobne problemy, że nadal je mają, ale odzyskali nadzieję.

J: To fundamentalne: nie mówimy, że się nam udało, ale że my się nie poddajemy. Czasem coś nie wychodzi, ale robimy swoje i wiemy, że jeśli oboje będziemy nad relacją pracować, to będą efekty. U nas w małżeństwie trwało to latami. Krok po kroku odkrywaliśmy kolejne rzeczy, które nam przeszkadzały, utrudniały relację. Dzięki temu jesteśmy razem i wcale nie chce nam się rozstawać. Teraz wiemy, że miłość to decyzja. „Kochać” to jest czasownik – czyli, że ktoś coś robi ze względu na kogoś.

E:  Czasem na początku rekolekcji mąż i żona siedzą do siebie bokiem, nawet na siebie nie patrzą. Ale już samo to, że zrobili ten pierwszy krok i przyjechali, daje nadzieję. Bywa, że ostatniego dnia ci sami ludzie trzymają się za ręce, płaczą, przytulają się. Widać, że przeżyli coś ważnego. Zdarzają się spektakularne świadectwa o pokonaniu głębokiego kryzysu, bo ktoś zdobył się na odwagę, by powiedzieć, jak się czuł w sytuacji, która zburzyła zaufanie między nimi, a druga osoba latami nie zdawała sobie z tego sprawy i wyobrażała sobie coś zupełnie innego. To niesamowite doświadczenie – ale czy ono jest chwilowe, czy na dłużej? Nie wiemy, co będzie dalej. Ja jestem idealistką i wierzę, że zawsze jest nadzieja na powrót do tego, o czym marzyliśmy na początku małżeństwa, na wzajemne przyjęcie, zrozumienie i porozumienie, na prawdziwe spotkanie, ponieważ w takim spotkaniu dzieje się miłość.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Dziennikarka mieszkająca w Krakowie


redakcja@idziemy.com.pl

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 16 czerwca

Poniedziałek, XI Tydzień zwykły
Dzień powszedni
+ Czytania liturgiczne (rok C, I): 
Mt 5, 38-42

+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter