Słowa nie tylko wyrażają nasze myśli – one je współtworzą. Widać to w każdym języku.

Ponad sto lat temu Friedrich Nietzsche w „Wiedzy radosnej” pozwolił przemówić szaleńcowi, który biegał po targu z latarnią w biały dzień, wołając: „Szukam Boga! Szukam Boga!… Gdzie się podział Bóg?”. I sam sobie odpowiedział: „Bóg umarł! To my Go zabiliśmy!”. Kiedy cisnął latarnią o ziemię, wiedział, że przyszedł za wcześnie – że ludzie jeszcze nie słyszą tego, co on już słyszy.
Dziś, sto lat później, niestety, jego czas nadszedł. Socjolodzy mówią o powszechnym „analfabetyzmie religijnym”. I nie chodzi tu o brak teologicznej wiedzy, ale o to, że coraz więcej ludzi nigdy nie miało w ręku najprostszych narzędzi języka wiary. A bez języka trudno coś przeżyć. Czy dziecko, które nie zna słowa „dziękuję”, potrafi naprawdę być wdzięczne? Czy człowiek, który nie doświadczył ojcowskiej miłości, może zrozumieć modlitwę „Ojcze nasz”? Francuz i Chińczyk inaczej widzą świat, bo inaczej go nazywają. Syberyjskie plemiona rozróżniają kilkanaście rodzajów śniegu – my widzimy po prostu „śnieg”. To, co można nazwać, łatwiej uchwycić, zrozumieć, uczynić częścią własnego życia.
Dla wielkiej rzeszy ludzi Bóg stał się w praktyce bardzo daleki: nie jest już fundamentem dobra, prawdy, piękna, porządku. Nie widzą oni różnicy między człowiekiem a innymi istotami żywymi lub, co gorsza, między człowiekiem a sztucznym tworem. Nie mieści się w ich schematach pojęcie duchowej duszy; nie odróżnia głosu sumienia od ulotnych uczuć. Odpowiedzialność za własne czyny rozmywa się w uwarunkowaniach behawioralnych, biologicznych czy innych. Skoro nie ma prawdziwego wyboru, to nie ma grzechu, a więc po co przebaczenie albo, szerzej, odkupienie.
Ewangelizacji nowych ludów towarzyszył wysiłek nauczenia się lokalnych języków, często ich systematyzowania i spisywania, jeżeli były niepiśmienne. Również poznanie ich kultury i przyjęcia tych wartości, które nie byłe sprzeczne z Ewangelią. Dzisiejszy dialog z ludźmi oddalonymi od wiary również wymaga wysiłku, aby w sposób im zrozumiały głosić magnalia Dei (wielkie dzieła Boże – por. Dz 2,11). Głoszenie to oczekuje na odpowiedź – nawrócenie, przyjęcie stylu życia ucznia Jezusa: miłości do bliźniego, ducha służby, przebaczenia, czystości obyczajów itd.

Co? Gdzie? Kiedy?



