Orzeł poleciał i wylądował, przy okazji bijąc rekord skoczni w Planicy.
Tym orłem był Piotr Żyła. Nasz skoczek już przed tygodniem spokojnie mógł znaleźć swoje miejsce wśród innych historycznych wydarzeń, o których pisałem. Doszedłem jednak do wniosku, że jemu i kolegom z reprezentacji należy się oddzielny odcinek. Zasłużyli na to jak mało kto w polskim sporcie.
Skoczkowie narciarscy zajmują w świadomości kibiców miejsce szczególne, bo ich dyscyplinę nad Wisłą po prostu się kocha. Tę miłość rozbudziły sukcesy Adama Małysza, a następcy wielkiego mistrza skutecznie podtrzymują ogień. Robili to wcześniej Kamil Stoch oraz Dawid Kubacki. Ich śladami kolejny już raz poszedł Piotr Żyła. Im starszy, tym lepszy, chociaż wciąż i niezmiennie szalony, w bardzo pozytywnym znaczeniu tego słowa. Nasz złoty medalista z Planicy ma swój świat, w którym oprócz skoków jest miejsce między innymi na grę na gitarze. Piotr potrafi dać czadu zarówno wtedy, gdy ma na nogach narty, jak i wówczas, gdy trzyma w rękach gitarę. Jest też znany z radości. Ktoś powie, że bywa ona dziwna, a ja napiszę, że jest ona po prostu niepodrabialna.
Nie może być jednak inaczej, bo Żyła to sportowiec wyjątkowy – kolejny raz został najstarszym mistrzem świata w skokach narciarskich. Wejście w wiek dojrzały dla Piotra oznaczało wejście w najlepszy czas w karierze. W 2021 r. sięgnął po złoto jako 34-latek. Od triumfu w Oberstdorfie minęły dwa lata i on znów to zrobił. A mówimy o sportowcu, który pierwsze próby skoków wykonywał w warunkach – delikatnie mówiąc – niebezpiecznych. Jego tata kilka lat temu wspominał, że mały Piotrek zaczynał od skakania ze stodoły w zaspy śnieżne. Dziś oczywiście ta anegdota nadal brzmi intrygująco. Tym bardziej że może właśnie dzięki takim początkom Żyła często nie kalkuluje. Tak jak w drugiej serii konkursu w Planicy, gdy awansował z 13. na 1. miejsce. To wyczyn godny mistrza. Mam wrażenie, że osiągnięcie Piotra natchnęło kolegów z reprezentacji. Bo w Planicy oglądaliśmy świetne skoki odrodzonego Kamila Stocha oraz znów dobrze dysponowanego Dawida Kubackiego. Każdy oddzielnie i wszyscy jako drużyna zasłużyli na wielkie pochwały.
Naprawdę trzeba się pokłonić naszym trzem muszkieterom. Lata mijają, a oni wciąż potrafią zrobić coś ekstra i pokazać coś specjalnego przy okazji wielkich imprez. To doprawdy wielki wyczyn, na który stać tylko największych herosów. Cała trójka zapisała się na trwałe w historii polskiego sportu. Szacunek, Panowie!